„Petarda. Historie z młotem w tle”

Przegląd

Trzykrotny mistrz świata i mistrz Europy w rzucie młotem z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie opowiada historie ze swojego życia i świata sportu. „Petarda. Historie z młotem w tle” to niebanalna historia człowieka, który idzie przez życie z uśmiechem na twarzy. Książka Pawła Fajdka jest nie tylko dla fanów lekkoatletyki. Jeśli szukasz pozycji, która cię rozbawi, albo interesują cię kulisy polskiego sportu – dobrze trafiłeś!

Dobrze napisana i nieźle zakręcona książka, którą czyta się jednym tchem. Paweł Fajdek wysadza w powietrze nasze wyobrażenia o tym, co dzieje się za kulisami jego startów. Petarda to jego Ogniem i mieczem, bo niczym Sienkiewicz zapowiada napisanie trylogii. Czekam na pozostałe części i życzę Pawłowi olimpijskiego złota. W trzeciej próbie oczywiście.
Przemysław Babiarz, TVP Sport

 

Książka Pawła świetnie pokazuje, jak od kulis wygląda prawdziwe życie sportowca: nieustanne dążenie do celu, sukcesy, porażki… W Petardzie nie brakuje ciekawych anegdot, dzięki czemu całość czyta się bardzo przyjemnie. Polecam szczególnie każdemu młodemu człowiekowi!
Marcin Gortat

 

Nie każdy wielki mistrz sportu musi wyglądać i zachowywać się jak postać z przedszkolnej czytanki. Poznaj historię Pawła Fajdka – młociarza, który stereotyp sportowca przełamuje i rozwala jak swoich rywali w kole.
Tomasz Majewski

Fragment książki:

Ze snu wyrywa mnie dźwięk telefonu. Kto może dzwonić tak wcześnie? Przecież zawody dopiero o 15.40. Odbieram – to Jerzy Sudoł, trener z naszej ekipy. – Gdzie ty jesteś? Wszyscy się już rozgrzewają. – No w hotelu, zawody za dwie godziny. – Jakie dwie godziny? Za 40 minut! Wierzcie mi, można zerwać się z łóżka, ubrać, wziąć wszystkie potrzebne rzeczy i zbiec kilka pięter w czasie krótszym niż 30 sekund. Mam nadzieję, że przed hotelem będzie stał autobus albo przynajmniej wolna taksówka. Autobus stoi, owszem, niestety ma odjazd dopiero za 25 minut. Taksówki nie ma, a zamówić nie zdążę… Dobra, nie ma wyjścia – biegnę. Ponad 120 kilogramów, do tego ciężki plecak, a ja gnam

przez Gateshead prawie jak Adam Kszczot. OK, kiedyś trenowałem z biegaczami i biegałem lepiej niż wielu z nich, ale po pierwsze, to było kilka lat wcześniej, a po drugie bieganie z plecakiem dwie minuty po zerwaniu się z łóżka nie jest najlepszym prezentem dla organizmu. W głowie natarczywa myśl: Fajdek, durniu, nie dobiegniesz. Widzę już stadion, jestem gdzieś w połowie drogi, ale muszę się napić. W plecaku mam colę, więc wyszarpuję i otwieram butelkę, a napój z głośnym sykiem eksploduje mi na koszulkę.

Czuję się jak w koszmarnym śnie. Jakimś cudem docieram na miejsce. Ledwo żyję, ale widok stadionowego muru mnie cieszy. Zaraz: muru? A gdzie wejście?! Latam więc przy tym pieprzonym ogrodzeniu w poszukiwaniu drzwi, a zawody zaczynają się za 20 minut.

Jakimś cudem zauważam Leszka Leszczyńskiego, który wyszedł przed stadion, słusznie się domyśliwszy, że mogę mieć problem z trafieniem do wejścia. Idziemy do call roomu, gdzie osuwam się na krzesło. Mam w nogach prawie półtora kilometra sprintu w czasie tylko niewiele gorszym od najlepszych. Dość powiedzieć, że gdy dzwonił Sudoł, to rozgrzewka innych zawodników już trwała, a gdy przybiegłem – jeszcze trwała.

Na stadion, jak zawsze, wychodzimy wszyscy razem. Podchodzimy do rzutni, każdy się rozbiera, robi jeszcze jakieś ćwiczenia, a ja… leżę. Na trawie, twarzą do ziemi, a serce mi tak łomocze, że się zastanawiam, czy nie zrobi dziury w glebie. Ale stopniowo się schładzam, uspokajam, tętno względnie wraca do normy. Okazuje się, że to nie koniec kłopotów, bo zapomniałem wziąć… butów do rzucania. Nie zamierzam jednak się tym

przejmować: sznurówki chowam w rzepę, zakładam rękawiczkę i idę do koła na rzuty rozgrzewkowe. Pierwszy rzut – 25 metrów! Znowu padam na trawę i leżę, ku zaskoczeniu sędziów i innych uczestników konkursu. Znają mnie jednak i wiedzą, że jestem dość specyficzny, więc uznają, że to moja metoda przygotowania. Drugi rzut – 45 metrów. Na szczęście jestem 11., więc mam jeszcze chwilę na odpoczynek. Wreszcie przychodzi

moja kolej. Wchodzę do koła, robię dwa wdechy i jadę. Młot leci, leci, leci… 77 metrów. Dziękuję państwu za uwagę, właśnie wygrałem zawody. Jak? Do dziś nie rozumiem, ale gdyby jakiś fizjolog chciał się doktoryzować z tego przypadku, to serdecznie zapraszam do współpracy. To ja, Paweł Fajdek. Takie właśnie jest całe moje życie. Pełne śmiesznych i dziwnych historii, które zawsze (no, prawie zawsze) kończyły się happy endem. Taka też będzie ta książka. To jeszcze nie czas na pisanie autobiografii.

Petarda. Historie z młotem w tle

Autor: 

Paweł Fajdek, Paweł Hochstim, Paweł Skraba

Data wydania: 

31 października 2018

Cena okładkowa: 

ok. 39,99 zł

Format: 

140 x 205 miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 

304

ISBN: 

978-83-8129-275-7

 

Kategorie: Sport i Turystyka
Tagi: SQN