Wywiad z Santiago de la Mora – Google Book Search

Łukasz Dymanus (Wirtualny Wydawca): Skąd pomysł na utworzenie największej na świecie biblioteki internetowej i kto był jej inicjatorem?

Santiago de la Mora (Google Book Search):
Założycielami biblioteki byli studenci po-magisterscy, posiadający wykształcenie informatyczne. Pewnego dnia wyobrazili sobie, jak wyglądałby świat gdybyśmy mogli ożywić wszystkie książki, które zostały zapomniane oraz te, które są obecnie w druku.Mateusz Włodarczyk (Wirtualny Wydawca): Początkowo projekt obejmował wprowadzenie do sieci tylko tytułów anglojęzycznych. Spotkało się to z licznymi protestami państw europejskich. W odpowiedzi firma Google postanowiła objąć inicjatywą kraje europejskie. Czy udało się przekonać je do uczestnictwa w projekcie?S.D.L.M.: Moja obecność podkreśla naszą determinację, aby Google Book Search stał się kompletny. Chcemy umożliwić łatwiejsze dotarcie do wydawców i czytelników europejskich. Większość publikacji anglojęzycznych jest już skatalogowana, a do zbiorów wciąż dochodzą kolejne. Nasz program obejmuje już książki w ponad 30 językach, w tym m.in. angielskie, niemieckie, francuskie, hiszpańskie i portugalskie.

Ł.D.: W 2005 roku, w odpowiedzi na plany Google’a, prezydent Francji Jacques Chirac zaapelował do państw europejskich o utworzenie europejskiej biblioteki internetowej. Nie obawia się Pan, że projekt wejdzie w życie i w związku z tym oficyny europejskie zrezygnują z uczestnictwa w inicjatywie Google’a?

S.D.L.M.: W zasadzie podzielamy wspólny cel digitalizacji książek. Wydawcy mogą przecież uczestniczyć w różnych projektach. Dzięki temu są coraz bardziej dochodowi. Mogą także publikować swoje własne strony internetowe, aby promować swoje tytuły. My stanowimy tylko część tego rozwiązania. Pozostałe inicjatywy to krok w odpowiednim kierunku.

Ł.D.: Powiedział Pan, że Pana udział w Targach w Warszawie związany jest z planami objęcia inicjatywą krajów Europy Wschodniej. Słyszeliśmy, że firma prowadzi rozmowy z polskimi wydawcami. Proszę zdradzić, które to oficyny i czy udało się je nakłonić do zamieszczenia książek w sieci.

S.D.L.M.: Mogę tylko powiedzieć, że jest duże zainteresowanie ze strony polskich wydawców, którzy uważają, że uczestnictwo w projekcie ma sens. Macie bardzo młode społeczeństwo, mające duże doświadczenie z internetem i ta wiedza wciąż się rozszerza. Jeśli chcecie pozyskać klientów na swoje tytuły, to musicie je promować tam, gdzie ci ludzie przebywają, a nie tam gdzie chcecie aby się pojawiły. Nasz projekt otwiera nowy rynek – rynek zagraniczny, na którym wydawcy dotychczas nie byli obecni na tak dużą skalę.

M.W.: Jakie korzyści odniosą wydawnictwa, które zdecydują się na udostępnienie swoich zbiorów w internecie?

S.D.L.M.: Wydawcy obecni w Google Book Search już teraz podkreślają, że to działa. Obserwują wzrost sprzedaży całego swojego katalogu, nawet tych pozycji, które dotychczas w ogóle się nie sprzedawały. Docierają z ofertą do niszowych czytelników i promują swoich autorów.

M.W.: Załóżmy, że jesteśmy wydawnictwem zainteresowanym umieszczeniem swoich zbiorów w Google Book Search. Jakie kroki powinniśmy podjąć w tym kierunku i z jakimi kosztami wiąże się uczestnictwo w projekcie?

S.D.L.M.: Zachęcam do odwiedzenia witryny http://books.google.pl/, na której szczegółowo opisano założenia programu oraz kroki, jakie należy podjąć, aby stać się jego uczestnikiem. Jedyną rzeczą, jaką wydawca musi zrobić to umieścić w sieci książkę z rozszerzeniem .pdf lub wysłać fizyczny egzemplarz pocztą. Nie ponosimy żadnych dodatkowych kosztów.

Ł.D.:
Ile tytułów znajduje się obecnie w ofercie Google Book Search? Jaką część stanowią publikacje anglojęzyczne, a jaką pozostałe?

S.D.L.M.:
Mamy ponad 1 mln książek. Trudno mi powiedzieć, jakie udziały mają poszczególne języki. Finalnie chcielibyśmy, aby zgadzało się to z proporcjami ogólnoświatowego katalogu książek. Chodzi o to, aby promować wszystkie tytuły, nie tylko angielskie.

Ł.D.:
W jaki sposób użytkownicy mogą przeglądać zeskanowane publikacje? Czy potrzebne jest do tego dodatkowe oprogramowanie?

S.D.L.M.: Wystarczy klasyczna przeglądarka internetowa. Nie trzeba ściągać dodatkowego oprogramowania. Pamiętajmy, że to co widzimy to rzeczywista strona książki. Po odszukaniu danej publikacji możemy kliknąć prawym przyciskiem myszki i otrzymamy dodatkowe informacje o książce, wraz z linkami do miejsc sprzedaży w których jest dostępna. Chcemy pomagać czytelnikom w podejmowaniu decyzji zakupu danej książki. Taki czytelnik może być zainteresowany słowami kluczowymi lub pracami akademickimi związanymi z dana publikacją. My te informacje udostępniamy.

Ł.D.: Czy istnieje możliwość zapisu na dysk udostępnionych książek w całości lub choćby przeglądanych fragmentów?

S.D.L.M.: Jedyne książki, które można ściągać to te, które należą do domeny publicznej, np. stare wydania Sienkiewicza lub Shakespeara. Mieszkańcy Indii często nie mają możliwości nabycia nowego egzemplarza takiej publikacji, więc powinni mieć dostęp chociaż do jej starych wydawnictw. Oczywiście nie można ściągać książek objętych prawami autorskimi. Niemożliwe jest również kopiowanie przeglądanych fragmentów.

Ł.D.: Ale przed print screenem się nie uchronicie.

 
S.D.L.M.: Oczywiście trudno temu zapobiec. Pamiętajmy jednak, że jest to obraz niskiej rozdzielczości i przy jednym „podejściu” można zobaczyć maksymalnie 5 stron. Poza tym niektóre strony są blokowane na zasadzie losowej przed takimi ludźmi jak Pan, aby nie mogli tego uczynić (śmiech).
Mamy jeszcze dużo innych zabezpieczeń, o których nie mówimy. Wydawcy zadowoleni są z tego bezpieczeństwa i cały czas udostępniają nowe tytuły. Gdyby system się nie sprawdzał oni pierwsi wycofaliby się z projektu.M.W.: A co z tytułami objętymi prawami autorskimi? Czy Google podjęło jakieś działania w celu uregulowania tego problemu, który był często przyczyną poważnych konfliktów firmy z otoczeniem?S.D.L.M.: Jesteśmy przekonani, że to co oferujemy mieści się w przepisach prawa. Google Book Search jest narzędziem, które zostało zaprojektowane w spójności z prawami autorskimi. Ma służyć promocji tytułów w sieci i zachęcać do zakupu ich fizycznych odpowiedników.

Ł.D.: Ile osób przegląda książki w Google Book Search i jak często je kupuje?

S.D.L.M.: Nie wiem ile dokładnie osób je kupuje. Google Book Search służy tylko do promowaniu tytułów. Natomiast sama procedura zakupu realizowana jest na witrynach poszczególnych wydawnictw lub w sklepach internetowych.

Ł.D.: Czy pomysł stworzenia największej na świecie biblioteki internetowej nie miał przypadkiem służyć powstaniu największego na świecie sklepu z książkami? Amazon doczekałby się poważnego konkurenta.

S.D.L.M.: Szczerze mówiąc Amazon jest naszym bardzo dobrym partnerem. Kierujemy w jego stronę naszych użytkowników. Jesteśmy świetni w organizowaniu informacji, natomiast Amazon w organizowaniu zamówień. Taka współpraca dobrze się sprawdza.

M.W.: Jakie są plany rozwoju projektu na najbliższe lata?

S.D.L.M.: Zasadniczo wsłuchujemy się w sugestie naszych wydawców. Jest to jedyny sposób, aby na bieżąco udoskonalać nasz produkt. Wielu wydawców zgłasza się do nas, aby promować swoje tytuły nie tylko w księgarniach internetowych, ale również fizycznych. W związku z tym zintegrowaliśmy Google Maps – system pozwalający na zlokalizowanie na mapie księgarni oferującej dane tytuły.

Ł.D.: Wirtualny Wydawcy jest jednym z największych polskich portali informacyjnych branży wydawniczej. Wśród wydawców, którzy korzystają z naszego newslettera można się doszukać reprezentantów niemal wszystkich aktywnie działających oficyn. Co chciałby Pan przekazać naszym czytelnikom?

S.D.L.M.: Zachęcam do odwiedzenia strony http://books.google.pl/
Wierzymy, że nasz projekt będzie bardzo przydatny dla Waszych czytelników, bez względu na rodzaj książek, które wydajecie. Naszą ofertę kierujemy zarówno do dużych wydawców, jak również małych oficyn. Wszyscy odniosą z tej współpracy jakieś korzyści i będą mogli promować swoje tytuły na równi z potentatami. Teraz wszystko zależy od Was. Im więcej oficyn przyłączy się do programu, tym lepiej system zostanie dopracowany.

Skomentuj

Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować.