Redakcja: Niektórzy pisarze fantasy zaczynają od historii, inni od świata. Rozumiem, że w twoim przypadku pierwszeństwo miało skonstruowanie świata. Czym się inspirowałeś, tworząc Eärwę? Czy została zbudowana z myślą o powieści, czy też było to ćwiczenie intelektualne, przynajmniej początkowo?
R.Scott Bakker: Moim źródłem inspiracji było oczywiście Śródziemie. Tworzenie światów stało się moim nałogiem od pierwszej klasy podstawówki, kiedy pani Martin zaczęła nam czytać „Hobbita”. Potem były gry D&D, które stanowiły pierwszy impuls do pracy (bardzo długiej) nad Eärwą. Chciałem, żeby gracze uwierzyli, iż przeżywają przygody w prawdziwym świecie. Wówczas śmierć ich postaci (tak, byłem jednym z t y c h Mistrzów Podziemi) bolała naprawdę. Jak George R. R. Martin…
Redakcja: Co skłoniło cię do osadzenia w tym świecie akcji książki?
R.Scott.Bakker: Było parę powodów . W grach D&D zawsze byłem Mistrzem Podziemi. Ponieważ nie znoszą gotowych wzorców (zawsze uważałem je za zbyt „montyhallowe”), stworzyłem własny. To znaczy, że wykonywałem gigantyczną ilość przygotowań. Bardzo wyraźnie pamiętam, że chciałem dzięki tej harówce „wyjść na swoje”, zwłaszcza kiedy porzuciłem D&D dla seksu i narkotyków. A jednocześnie poczułem, że ukazujące się na rynku powieści fantasy sprawiają mi coraz większy zawód. W końcu pomyślałem: dlaczego by nie na napisać powieści (wtedy chciałem, żeby łączyła w sobie wspaniałość i autentyzm „Władcy Pierścieni” z surowością i intrygą „Diuny”) którą sam chciałbym przeczytać? Był rok 1985 i to był ten pierwszy impuls.
Redakcja: Eärwa ma nadzwyczajną wielowymiarowość, szczegółową geografię, historię, język, literaturę, religię i kilka odmiennych charakterystycznych kultur. Czy możesz przybliżyć proces tworzenia i pracy nad nią?
R.Scott Bakker: Od chwili, kiedy naszkicowałem pierwszą mapę świata, który w końcu zmienił się w Eärwę, minęło ze dwadzieścia lat. Wiele miesięcy wypełniła mi gorączka tworzenia świata, a po nich nastąpiły miesiące, kiedy zapominałem o jego istnieniu. Miałem góry chaotycznych materiałów na ten czy tamten temat, a wyrzuciłem do kosza więcej kartek niż zatrzymałem.
Najważniejsze były dla mnie zawsze nazwy. Spisuję je, zaczerpnięte z najróżniejszych źródeł, więc kiedy nachodzi mnie chęć, by urzeczywistnić nową część Eärwy, mam gotowy zapas. Właściwie nie wiem, dlaczego, ale kiedy znajdę nazwy, świat często jakby sam powstawał. Pomysły same przychodzą mi do głowy, a potem zaczyna mi się nudzić i zajmuję się „prawdziwym życiem” (choć teraz, kiedy na tym zarabiam, to naprawdę moje życie!)
Ale nie wystarczy zgromadzić dużo szczegółów, żeby stworzyć iluzję rzeczywistości. Trzeba także wiedzieć, jak je zorganizować. Sądzę, że moja dziecinna obsesja na punkcie atlasów historycznych (ukradłem coś tylko jeden raz w życiu i był to właśnie atlas historyczny) dała mi przykład, w jaki sposób „organizuje się” rzeczywistość ( i pewnie dlatego Eärwa ma bardziej „historyczny” charakter, w porównaniu do „mitycznego”, tak wspaniale zaprezentowanego przez Śródziemie.)
Dużą rolę odegrały także moje studia, głównie dlatego, że musiałem przeczytać dzieła starożytnych autorów, a nie ich współczesne opracowanie. Zdecydowanie potrzebowałem tej dekady osmozy akademickiej, pławienia się w historii, językach i studiach religijnych, by organizacja przebiegła tak, jak chciałem. Przedtem zawsze czułem, że wszystkiego jest za dużo.
Redakcja: Rozumiem, że pierwszy tom cyklu “Mrok, który nas poprzedza” miał wiele wersji i powstawał powoli. Co stało się katalizatorem (jeśli w ogóle taki był) który doprowadził do powstania wersji ostatecznej?
R.Scott Bakker: Pierwszym katalizatorem był mój stary przyjaciel Nick Smith, który teraz uczy filozofii na uniwersytecie w New Hampshire. Rozpoczęliśmy studia dyplomowe z psychologii w Vanderbilt University w tym samy roku, a ja podczas naszych nocnych dyskusji o Heideggerze i Adorno systematycznie wspominałem o „Księciu nicości”. Podczas pobytu w Nowym Jorku Nick powiedział o nim swojemu dawnemu koledze z pokoju, Kyungowi Cho, który został agentem literackim – zdaje się, że opisał moją książkę jako „spotkanie Nietzschego z Tolkienem”.
Wysłałem Kyungowi pierwszy maszynopis, który wówczas był właściwie tylko gigantyczną wprawką w budowaniu światów, napisaną we względnym odosobnieniu przez parę lat – w gruncie rzeczy chaotyczną, ale mającą w sobie to coś. Zdaje się, że odpowiedział: „Daj mi coś, nad czym mogę pracować.” Wyprułem sobie flaki, by skończyć kurs i egzaminy, po czym w 2000 r. wróciłem do Kanady i natychmiast wstąpiłem do internetowych warsztatów literackich Del Rey Online Writer’s Workshop (albo DROWW) – dlatego, że były darmowe i w nadziei, że jakiś wydawca mnie tam (more…)
Ta strona jest dostępna tylko dla zalogowanych osób. Jeżeli masz konto, to się zaloguj, a w innym przypadku zarejestruj się.
Artykuły powiązane:
Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/wirtua/domains/wirtualnywydawca.pl/public_html/wp-content/themes/waszww-theme/includes/single/post-tags.php on line 4