DOLINA MARZEŃ – debiutancka powieść Katarzyny Grochowskiej

Przegląd

Moja dolina marzeń znajdowała się w pewnym magicznym miejscu na obrzeżach rodzinnego miasta – Częstochowy. To tam rozpoczęłam swoją jeździecką przygodę. – mówi Katarzyna Grochowska, której debiutancka dwuczęściowa powieść „Dolina marzeń” ukaże się 22 sierpnia nakładem Wydawnictwa Szara Godzina. To historia młodej kobiety, która uczy się dokonywać niezależnych wyborów i brać odpowiedzialność za siebie. To także opowieść o wymarzonym miejscu na Ziemi.

„Dolina marzeń” to tytuł dwutomowego cyklu powieściowego, który ukaże się w sierpniu nakładem Szarej Godziny. Czy ona istnieje naprawdę?

Tytułowa dolina marzeń położona jest za wschodnimi granicami Warszawy, lecz została przeze mnie odpowiednio wykreowana na potrzeby powieści. Przy jej tworzeniu miałam jednak w głowie obrazy miejsca bliskiemu mojemu sercu.

To miejsce, z którym wiążą Panią jakieś wspomnienia? A może Pani dolina marzeń jest gdzie indziej?

Moja dolina marzeń znajdowała się w pewnym magicznym miejscu na obrzeżach mojego rodzinnego miasta – Częstochowy. To tam rozpoczęłam swoją jeździecką przygodę. Uwielbiam tamtejszą ciszę, spokój, pola, lasy i rzekę. I choć obecnie mieszkam w równie pięknej okolicy, mam ogromny sentyment do tamtych rejonów. Zdecydowanie spędziłam tam swoje najlepsze młodzieńcze lata.

Wydawałoby się, że dolina marzeń to miejsce, gdzie żyje się szczęśliwie. Tymczasem główna bohaterka Nadia zmaga się nie tylko z trudną przeszłością, ale i teraźniejszością…

Dolina marzeń Nadii nie jest utopią, jednak stała się dla niej azylem, gdzie czuje się bezpiecznie. To jej miejsce na Ziemi, którego nie chce opuszczać. Jej zmagania z teraźniejszością związane są z pragnieniem, by móc podążać własną drogą i realizować pasję w miejscu, które nazywa domem.

Jaka jest Nadia? Lawiruje między oczekiwaniami innych a swoimi pragnieniami…

Nadię poznajemy jako osobę bardzo zagubioną. Od dziecka jej wszelkie pragnienia są tłamszone przez matkę i ciotkę, które napisały scenariusz jej życia, oczekując, że zwiąże swoją przyszłość z tańcem. Z powodu poczucia winy po śmierci ukochanego taty Nadia próbuje stać się wzorową córką, jednak im dłużej podąża drogą narzuconą przez innych, tym bardziej czuje się rozdarta i osamotniona.

Balet jest dla niej udręką. Ona kocha konie. Co te piękne zwierzęta dla niej znaczą?

Konie są dla niej całym życiem. Dają jej siłę, motywację i namiastkę szczęścia, o które ciągle walczy. Przy nich odnajduje spokój i czuje się wolna od traumatycznych wspomnień.

Można powiedzieć, że punktem zwrotnym w życiu Nadii jest uratowanie przed rzeźnią mustanga odłowionego w górach Rumuni. Po pierwsze robi to nieoficjalnie, po drugie podejmuje się trudnego zadania…

Nadia jest osobą raczej powściągliwą, ale bywają momenty, gdy poddaje się impulsom. Tak właśnie było w przypadku jej decyzji o przyjęciu mustanga. Silver różni się od koni, z którymi dotychczas pracowała i jest dla Nadii nie lada wyzwaniem. Jego pojawienie się w jej życiu zmusza ją do wyjścia ze swojej strefy komfortu, a tym samym staje się początkiem zmian, które w niej następują.

To trochę smutna historia. Zniewolenie dzikiego stworzenia…

To prawda. Silver jest wyjątkowym „końskim” bohaterem, nie tylko ze względu na swój temperament, ale również tragiczną historię. Uważam, że zniewolenie każdego dzikiego zwierzęcia, o ile nie jest to spowodowane chęcią ratowania jego życia, jest okrucieństwem.

Tak czy inaczej Nadia nie radzi sobie z tresurą Silvera. Ogier czuje jej niepewność?

Dokładnie tak. Konie są prawdziwymi ekspertami w odczytywaniu ludzkich emocji. Nie da się ich oszukać. Nawet te najspokojniejsze konie potrafią pokazać różki, jeśli wyczują u człowieka niepewność. Nadia ma duże doświadczenie w pracy z końmi, jednak Silver niewątpliwie budził w niej lęk.
I wówczas w jej życiu pojawia się Jake, który jak ona potrafi porozumiewać się z końmi. Nie jest jednak królewiczem z bajki, prawda?

Zdecydowanie do bajki mu daleko, szczególnie takiej „na dobranoc”. Jake ma swoje tajemnice i mroczną przeszłość. Bardzo lubię jego postać i dwoistą naturę.

Oboje z Nadią poszukują swojej wolności, choć w zupełnie inny sposób.

Przypadkowe spotkanie z księdzem z wiejskiego kościółka staje się dla niego impulsem do zmiany…

Jake od wielu lat pragnie uwolnić się od ciemnej sfery swojego życia, a jednocześnie wsiąknął w nią już tak bardzo, że nie potrafi dokonać zmiany w samym sobie. Nie czuje się dobrym człowiekiem i ma problem, by zaufać innym, jednak szczera rozmowa z księdzem, która przybiera dla niego formę spowiedzi, daje mu nadzieję, że nie wszystko w jego życiu jest jeszcze stracone. Od tego momentu mamy okazję poznać prawdziwego Jake’a, bez maski nonszalancji, którą zwykł nosić.

Czy możemy powiedzieć, że „Dolina marzeń” to powieść o dojrzewaniu do dorosłości?

Biorąc pod uwagę zmiany zachodzące w głównej bohaterce to zdecydowanie tak. Ale jest to również historia o pasji, która połączyła ludzi z dwóch odrębnych światów.

Czy spotkamy gdzieś w rzeczywistości Nadię i Jake’a, czy też są oni wytworem wyłącznie Pani wyobraźni?

Bohaterowie są całkowicie fikcyjni. Tworząc ich postacie, nie wzorowałam się na nikim, jednak podczas pisania przekazałam im wiele swoich prawdziwych emocji.

Fabuła książki pełna jest zwrotów akcji, chwilami przypomina powieść sensacyjną, co Panią inspirowało?

Pierwszymi czytelniczkami książki były moje dwie przyjaciółki, którym na bieżąco podsyłałam rozdziały, nie przyznając się, że to ja jestem ich autorką. Starałam się, aby każdy rozdział dostarczał im wrażeń i emocji, a ich niecierpliwe oczekiwanie na ciąg dalszy bardzo motywowało mnie do pisania. Sama także lubię wartką akcję w książkach, a i życie niejednokrotnie mi pokazało, że jest pełne zwrotów.

Bohaterami książki są jednak nie tylko ludzie. Również konie. Pisząc powieść, korzystała Pani ze swoich doświadczeń?

Po części tak. Nie miałam oczywiście styczności z tak ekstremalnym przypadkiem jak Silver, ale fakt, że konie są obecne w moim życiu od wielu lat, bardzo pomagał mi podczas pisania. To nieszablonowe i niezwykle inspirujące zwierzęta.

A jak Pani „końska” przygoda się rozpoczęła?

Konie fascynowały mnie od zawsze, jednak swoją przygodę z nimi rozpoczęłam dopiero jako szesnastolatka. Zapisałam się na lekcje jazdy konnej do cudownej, kameralnej stajenki, gdzie poznałam nie tylko wspaniałe konie, ale i ludzi, z którymi przyjaźnię się do dzisiaj. Zrealizowałam tam mnóstwo cząstkowych marzeń, a to największe spełniło się osiem lat temu, gdy stałam się właścicielką swojej ukochanej klaczy o imieniu Wanilia.

Co klacz Wanilia wnosi do Pani życia?

Wiele radości i satysfakcji z pracy z nią. Większość moich najlepszych wspomnień jest związana właśnie z Wanilią: rajdy, Hubertusy, zawody. Jest wspaniałą nauczycielką cierpliwości, wyczucia i doceniania najmniejszych sukcesów.

Porzuciła Pani miasto i przeniosła się na wieś nie tylko dla koni, ale również fotografii, tak?

Przeniosłam się w rodzinne strony mojego męża przede wszystkim dla niego, lecz ani trochę nie brakuje mi miasta. Cieszę się, że mogę mieć Wanilię dosłownie pod oknem, a piękne okoliczności przyrody sprzyjają mojemu drugiemu hobby, jakim jest właśnie fotografia. Największą przyjemność sprawia mi łączenie obu pasji i realizacja sesji konnych.

Piękne zdjęcia ludzi w towarzystwie koni w otoczeniu przyrody… Co poza pięknem chce Pani uchwycić za pomocą migawki aparatu?

Przede wszystkim więź łączącą konie i ludzi. Pracuję z końmi bardzo łagodnymi, dlatego sesje, które wykonuję, są także dla osób niemających wcześniej styczności z tymi zwierzętami, jednak kiedy na zdjęcia przychodzi typowy „koniarz”, to dzieje się magia. Można uchwycić naprawdę wyjątkowe momenty w relacji między człowiekiem a koniem.

„Dolina marzeń” to Pani debiut literacki, ale czy pierwsza książka, którą Pani napisała?

Właściwie tak. Ogólny zarys fabuły zrodził się w mojej wyobraźni kilka lat temu. Początkowo były to tylko ogólne zapiski, potem zaczęłam scalać to w całość. Pisałam tylko dla siebie, więc wielokrotnie zmieniałam koncepcję, ale swoją przygodę z pisaniem rozpoczęłam właśnie od historii Nadii i Jake’a.

Czy chce Pani kontynuować swoją literacka pasję? A może w szufladzie spoczywa jakiś rękopis?

Pisanie towarzyszy mi już od tak dawna, że nie wyobrażam sobie, bym mogła to porzucić. Moim największym wrogiem jest obecnie brak czasu, ale lubię spędzać wolne chwile właśnie na pisaniu. Mam jedną prawie skończoną powieść i zarysy dwóch kolejnych.

Zauroczona wątkiem „końskim”, mam nadzieję, że konie pojawią się w kolejnych Pani powieściach.

Historia Nadii i Jake’a nie ma postawionej ostatecznej kropki, więc bardzo chciałabym ją kontynuować, jeśli tylko będę miała taką możliwość. Koni tam z pewnością nie zabraknie.

Rozmawiała Magda Kaczyńska

 

Kategorie: Wywiady