Rozmowa z Maciejem Szymanowiczem, autorem i ilustratorem „Najmniejszego słonia świata”
Słonik wraca do czytelników po kilku latach, tym razem w kolorze. Czy to wciąż ten sam Słonik? A może pozwoliłeś mu trochę dorosnąć?
Zdaje się, że wciąż ten sam. To przecież słonik z książki. Otwierasz książkę na pierwszej stronie i bohater musi tego pilnować. Na pierwszej stronie jest dopiero co narodzonym słonikiem, pod koniec książki jest słonikiem doświadczonym przygodami, spełnionym. Tak działają książki. Ale w książkach jest odrobina magii … Są książki, które czytam po wielokroć. Wracam do nich, żeby na powrót spotkać znanego mi słonika, czy też innego bohatera. I zauważam, że ten bohater wydaje się jednak za każdym razem inny. Ale to nie on się zmienia. To ja jestem inny za każdym razem, gdy wracam do książki. A wracam zwykle po jakimś dłuższym czasie. Ja się zmieniam. I inaczej widzę bohatera. Dlaczego…? Bo książki są trochę jak lustra. Takie czarowne lustra, które z jednej strony opowiadają ci zawsze tę samą historię, ale z drugiej strony za każdym razem czytając jesteś kimś odrobinkę innym, bo nabywasz nowe doświadczenia, bo mija czas. Uważam, że to jest piękne w książkach.
–
Nie kusiło Cię, żeby dopisać ciąg dalszy jego przygód?
Kusiło, ciągle odrobinę kusi, ale nie planuję kontynuacji. Myślę, że ta książka jest o wielkim marzeniu, które się spełniło i niech tak zostanie. Nie chciałbym słonikowi przeszkadzać. Niech rośnie i niech robi co chce. Niech będzie wolny i przeżywa takie przygody, na jakie ma ochotę. Nie zamierzam się wtrącać, ufam, że słonik… ups! Mało brakowało a zdradziłbym zakończenie, a to byłoby niewybaczalne. To tak jak z dziećmi – najpierw są najmniejsze na świecie, a potem… są duże jak ja albo Ty. Czasami większe. Najfajniejsze, co możesz zrobić to dać im wolność i wsparcie. Ale niech same sobie wymyślają przygody.
–
Historia Słonika jest dość nieprawdopodobna. Od pierwszych chwil mocno mu kibicujemy, ale i boimy się, by nie wpadł w tarapaty, w końcu jest taki mały i nieporadny, a marzenie, które chce zrealizować, tak nieosiągalne. Od początku wiedziałeś, że wszystko się dobrze skończy?
Od początku. Ale tarapaty to przecież drugie imię słonika. Słonik przeżywa nieprawdopodobne, czasami niebezpieczne przygody. Ale myślisz, że słonik jest superbohaterem? Jest nadzwyczaj odważny? Według mnie nie. Jest jak każdy z nas. Jedni są odważniejsi, inni mniej odważniejsi [proszę o zachowanie pisowni, hi hi] ale jestem przekonany, że ważną sprawą jest cel, dążenie do celu. Dowolnego. Najlepiej własnoręcznie wymyślonego. Ale jeszcze ważniejszą jest towarzystwo, które Cię wspiera. Niekoniecznie świadomie. Największą wartością Pąsikówny, Marzenny i Maurycego jest to, że po prostu byli obok słonika. Że się z nim kumplowali i wspierali go na co dzień. Z dobrą ekipą można więcej niż sobie wymarzymy.
–
Szkoła, którą rysujesz – słowem i obrazem – wydaje się już zupełnie nieaktualna, ale wciąż przyciąga i bawi. To przymrużenie oka widać w każdym rozdziale. Bez poczucia humoru i dystansu nie da się zrozumieć tej książki. Nie boisz się, że czytelnicy potraktują Twoich bohaterów zbyt poważnie?
Do szkoły chodziłem tak dawno, że zastanawiam się, czy to aby było naprawdę Ale przyznam się szczerze, że nawet gdy pisałem książkę opisywałem nieco zmyśloną szkołę. Zmyśloną albo wyobrażoną, bo jako młody człowiek uwielbiałem czytać powieści, których akcja miała miejsce w szkole. A często były to powieści już wówczas leciwe. Ale wiesz co….? Mój syn, który już jest w liceum dzisiaj dziwnym trafem odwiedził swoją szkołę podstawową. Tak z sentymentu wybrał się z kolegami spotkać dawnych nauczycieli. I pierwsze, co mi powiedział po powrocie, to że jak zobaczył woźną, to go zmroziło. „Woźna rządzi, tato…Do dziś. No i Grażyna”. Grażynę zostawmy w spokoju, choć faktycznie ma władzę w pewnej warszawskiej szkole, ale wiadomo – RODO. Sam to pamiętam z mojej szkoły. Zmienia się wygląd klas, zmieniają się sprzęty, ale myślę, że w szkole –podstawówce – najważniejszy jest nasz czas. Nasze miejsce w życiu. Uczymy się w tej szkole życia i uczymy się go w momencie, gdy jesteśmy bardzo wrażliwi, chłonni i delikatni. Miałem fajną szkołę, ale wolałbym mieć taką, do jakiej trafia słonik. Albo taką jak miałem, ale ze słoniem. Niestety – miałem tylko żabę w formalinie, którą odrysowałem w książce.
Euglena Orzęska, Kierownik Niesporczak.. i wiele innych ciekawych imion i nazwisk – kto wymyślał i czy były inne wersje?
Osobiście wymyślałem, lekko nie było. Było dużo wersji nazwisk, ale szczegółów nie pamiętam. Bardzo mnie cieszyło to wymyślanie nazwisk. Jestem wielkim fanem twórczości Edmunda Niziurskiego. Nazwiska w jego książkach były zawsze niebanalne i często znaczące. Zresztą ta szkoła w słoniku jest trochę zmyślona, to nie jest moja szkoła, ta w której się uczyłem. Podobnie jak szkoła z książek Niziurskiego. Jako młodzieniec marzyłem, by uczyć się w szkole, o której czytałem na kartach jego książek. Dziś podejrzewam, że on też pisał o wymarzonej szkole, a nie tej, w której się faktycznie uczył. A swoją książkę o słoniku pisałem wiecznym piórem na kartkach i mam taką grubą teczkę z rękopisem, ale… nie zaglądam do niej. Pewnie na marginesach są jakieś alternatywne nazwiska … Niech sobie ta teczka leży w szafie i pachnie atramentem.
–
Jak się czujesz jako ilustrator i autor w jednej osobie? To łatwiejsze, bo książka jest w pełni Twoja, możesz nadać jej kształt od A do Z, czy jednak trudniejsze, bo sam jesteś za wszystko odpowiedzialny?
Gdy pisałem i ilustrowałem słonia 10 lat temu czułem się lekko spłoszony. Wtedy wymarzyłem sobie, by słonia zilustrował ktoś inny (oczywiści najchętniej Emilia Dziubak). Ale od tamtej pory minęło kilka książek i dziś najlepiej się czuję w sytuacjach, gdy jestem odpowiedzialny za całokształt. Tyle, że dziś w moich autorskich książkach przeważają ilustracje. Tekst jest tylko dopełnieniem – odwrotnie niż w przypadku książki o najmniejszym słoniu świata. Ale faktycznie w moim przypadku zdaje się to trudniejsze – tworzenie takiej autorskiej książki, gdzie sam wymyślam, piszę i rysuję pochłania mi jakieś absurdalne pokłady czasu. Więc najwyraźniej w moim przypadku jest to w jakimś sensie trudniejsze, choć jest kuszącym wyzwaniem i daje ogromną satysfakcję
–
Dekadę temu, gdy dopiero „odklejałeś się” od Słonika powiedziałeś: „Pisanie tej książki bardzo mnie wypłukało. Niby jest krotochwilna i frywolna, głównie radosna, ale kosztowała sporo własnych emocji”. Czy to emocje związane z uczniowskimi wspomnieniami?
Ciekawe pytanie. Gdy to mówiłem dekadę temu, chyba czułem tylko zmęczenie, bo napisanie książki jest poza wszystkim pracą, wysiłkiem. Kilka miesięcy temu przy okazji wznawiania słonika przeczytałem tę książkę po latach. Ja już jej nie pamiętałem, czytałem na początku trochę jak napisaną przez kogoś innego. Pamiętałem ogólnie o czym jest, ale detale.. detale mnie rozbroiły. Nawtykałem w tę książkę bardzo dużo wspomnień. Osobistych, na jakichś dziwnych, drobnostkowych poziomach, ale też literackich – pogłosów moich młodzieńczych lektur. To są moje historie, czasami wyobrażenia, którymi nie ma sensu się dzielić publicznie. Ale mam takie poczucie, że jakoś się tą książką odsłaniam. Że jest w niej dużo moich emocji. Lubię spotykać ludzi, poznawać, odkrywać. I tak sobie myślę, że ta książka jest takim zaproszeniem do spotkania. Niezależnie od wieku czytelnika . Bo może ją przeczytać ktoś młody, ale też może być przeczytana komuś młodemu przez kogoś starszego. Tak zresztą swoje książki wymyślam, żeby miały kilka warstw. A uczniowskie wspomnienia bardzo chciałbym mieć takie słonikowe. Niestety mam banalniejsze. Ale i tak było cudnie. Mimo że bez słonika Dzieciństwo wspominam bardzo miło, mam wrażenie, że duża część mnie się w tym dzieciństwie zatrzymała, dzięki czemu robię to, co robię.
O autorze i ilustratorze:
Maciej Szymanowicz jest absolwentem Wydziału Sztuki Lalkarskiej Warszawskiej Akademii Teatralnej. Znany głównie z ilustracji, plakatów dla Teatru Groteska w Krakowie i oprawy graficznej gier planszowych. Laureat Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za ilustracje do książki Asiunia Joanny Papuzińskiej (2011). Jego książki zostały wpisane na Listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej.
Wywiad przeprowadziła: Magdalena Mentel dla Magazynu DZIECI (3/38) / czerwiec-lipiec 2024
Przeczytaj więcej o Słoniku:
https://wydawnictwokropka.com.pl/ksiazki/107-najmniejszy-slon-swiata
—
Po więcej inspirujących książek, które rozbudzają ciekawość, odpowiadają na dziecięce pytania, zachęcają do nieszablonowego myślenia, wzbogacają wiedzę o świecie, a przede wszystkim sprawiają dzieciom frajdę zajrzyjcie na stronę wydawnictwa Kropka: https://wydawnictwokropka.com.pl/ksiazki