Nowy kryminał Agnieszki Płoszaj – “Bigamista” w księgarniach od 12 marca!
AGNIESZKA PŁOSZAJ
BIGAMISTA
DATA PREMIERY: 12 MARCA 2020
Nowy, soczysty kryminał Agnieszki Płoszaj!
„ Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota.”
Obj. 2:10
Łódź. Mglisty, wiosenny poranek. W przypałacowym stawie na Księżym Młynie zostaje znalezione ciało młodego, wysportowanego mężczyzny. Przyczyna śmierci sportsmena zaskakuje śledczych Jakuba Karskiego i Tomasza Mielczarka. Sekcja zwłok wskazuje na działanie pewnego związku chemicznego, co dowodzi, że zabójca działał w przemyślany sposób. Policjanci wkraczają w świat sportu siłowego, aby poznać system pracy i zwyczaje trenerów personalnych.
Tymczasem o Julię Bronicką, właścicielkę Bomboni Cafe, znów upomina się przeszłość. Tym razem z sukcesem. Julia za wiedzę o swojej rodzinie jest gotowa poświęcić wiele. Nie spodziewa się jednak, że los zażąda od niej najwyższej ceny.
„Bigamista” to opowieść o charyzmie i walce o miłość. O tym, ile warte są słowa przysięgi i jaka jest cena za ich niedotrzymanie.
Agnieszka Płoszaj – (ur. 1981) polska autorka powieści kryminalno – obyczajowych. Łodzianka, przedsiębiorca. Zadebiutowała w 2017 powieścią “Czarodziejka”, która otwiera cykl łódzkich kryminałów – “Ogrodnik” (2018) i “Bigamista” (2020), z duetem śledczych Karski i Mielczarek oraz niepokorną Julią Bronicką. Nominowana do nagrody ” Człowieka Łodzi” 2018. W roku 2019 została uznana za jedną z piętnastu najlepszych polskich autorek kryminałów.
(Dane wg. portalu “Czytam mimo wszystko”).
Prywatnie jest mamą Nataszy i Poli. Ma słabość do kawy, szybkich samochodów i swojego męża.
Od Autorki:
„Bigamista” powstał na kanwie niewyjaśnionej do dziś, historii rodzinnej, zaprzyjaźnionego pana Ryszarda Lewińskiego. Jego ojciec skutecznie zataił przed nim informację o kobiecie, którą poślubił, zanim osiedlił się w Łodzi i założył rodzinę. Tą kobietą była Elena, piękna Litwinka, której losy są nam kompletnie nieznane. (…) Nadmienię jeszcze, że wszystkie pojawiające się w tekście fragmenty korespondencji Eleny do swojego ukochanego męża, są oryginalne i pochodzą z rzeczywistych listów.
Ogromny wpływ na fabułę książki wywarła moja fascynacja silną i charyzmatyczną Marylą Biedermann-Kaiserbrecht czy jak wolicie Lili. Córka niemieckiego fabrykanta, pochodząca z rodu potentatów przedwojennej Łodzi a przy tym bohaterski żołnierz AK, skradła moje serce od pierwszej chwili, gdy zanurzyłam się w jej historii.
Dla poprawności nadmienię jeszcze, że zawarte w powieści wydarzenia z udziałem członków rodziny Biedermannów są oparte na faktach. Przyznaję się jednak do kilku występków, jakich się dopuściłam. Zdarzało mi się nieraz nagiąć ramy czasowe i ubarwić daną scenę. Zdarzyło wypełniać luki, jakich mnóstwo w życiorysie Lili, moimi wizjami.
Fragment 1:
– Nabrzmiały, zmacerowany naskórek właściwie na całym ciele oznacza, że nasz sportowiec pływał sobie przez kilka długich godzin. Osobiście obstawiam nocną kąpiel w księżycowym blasku.
– Romantyk – prychnął Kuba, ale zamilkł, gdy poczuł kuksańca od Tomka.
– Widziałam większych. – Zerknęła na Kubę i przechyliła głowę. – Patrz, tatuaż. – Zaśmiała się. Przeszła do szczytowej części stołu i lekko rozchyliła usta zmarłego. – Grzyb piany na wargach… – Odchyliła głowę mężczyzny na bok i wskazała na zadrapania nad czołem. – I kilka niewinnych otarć po bliskim spotkaniu z dnem akwenu. – Wyprostowała się i spojrzała na Kubę. – To wszystko wskazywałoby na utonięcie.
– Ale…
– No właśnie, ale… Czy zaskoczę was stwierdzeniem, że on nie utonął, tylko się ugotował? – Ostatnie słowo wyraźnie wyartykułowała.
– Co?! – zdziwili się obaj.
Kobieta popatrzyła na nich z zadowoleniem. Spodziewała się ich reakcji. Ze stoickim spokojem sięgnęła po stalowe naczynie i podeszła do nich bliżej.
– Jesteście przed lanczem czy po? Bo nie wiem, jakich atrakcji się po was spodziewać – zapytała z uśmiechem. – Chcecie rzucić okiem na jego…
– Nie! Nie musi nam pani tego tak szczegółowo pokazywać – odezwał się Kuba, odwracając wzrok w stronę kolegi. – Mnie osobiście wystarczy, jak mi pani opowie. Wierzę na słowo. – Przełknął ślinę.
– Hm. No szkoda. Ładnie tu wszystko widać. – Utkwiła wzrok w naczyniu. – Nawet analizowaliśmy ten przypadek ze studentami. Efekt kipiącej czaszki. – Wydęła usta i odstawiła naczynie na labor. – Jego mózg to jeden wielki obrzęk. Podobnie płuca. Jak po udarze. Reszta narządów mocno przekrwiona. Ogromne plamy opadowe. No i nasz cukiereczek… – Sięgnęła po kolejne naczynie, ale widząc miny policjantów odstawiła je z powrotem. – Serce. Prawa komora gigantycznie powiększona…
– Zawał? – wtrącił Tomek.
– Blisko. – Uśmiechnęła się. – Widzę doświadczenie, ale nie tym razem. Przyznaję, podobieństwo jest. Ale to nie zawał, tylko hipertermia.
– Przegrzał się? – Tomek ściągnął brwi. – Średnia temperatura o tej porze roku to maksymalnie dziesięć stopni. I to w pogodny dzień. W nocy potrafi spaść do dwóch…
– Owszem, niemniej jednak doszło tu do poważnego uszkodzenia organów biorących udział w termoregulacji…
Fragment 2:
Gwałtownie wyjęła rękę z kieszeni, by chwycić go za ramię. Kluczyk z brelokiem wypadł na ziemię. Tolczenko schylił się po niego i w tym samym momencie stojący za nim stary, szklany znicz rozsypał się na kilkaset kawałków.
– Jobana mać! – zakrzyknął Aleksander i szybkim ruchem złapał dziewczynę za rękaw. – Probih! – rozkazał.
Zanim Julia zareagowała, na grobie obok eksplodował zwietrzały, gliniany aniołek.
Tolczenko z impetem odepchnął Julię w bok, wprost pomiędzy groby. Jej szczupłe ciało poleciało bezwiednie i z łoskotem upadła na ziemię, uderzając się w ramię o wystający z ziemi fragment kamiennej tablicy. Jęknęła głośno. Chciała się podnieść, ale Aleksander przycisnął ją ciałem do ziemi. Jego klatka piersiowa napierała na jej głowę, skutecznie ją chroniąc. Zacisnęła powieki. Kamienna podstawa nagrobka, za którym się ukryli, boleśnie wbijała się w jej żebra. Zapach ziemi, którą poczuła na policzku i w ustach, mieszał się z wonią męskich perfum. Drogich, dobrych perfum, jakimi pachniał Aleksander. Drgnęła.
– Nie ruszaj się. – syknął. – Snajper.
Czuła, że jego ręka sięga do tyłu i coś chwyta. Zgrzyt magazynka. Zamarła. Chciała krzyknąć, ale nie była w stanie przełknąć śliny. Seria pojedynczych strzałów i szybki oddech Aleksandra.
– Wstawaj! – rzucił nagle i silnie nią szarpnął. Zerwała się na kolana. Pociągnął ją za kurtkę. Przesunęli się o dwa groby dalej. Teraz osłaniał ich czarny obelisk. Julia przetarła usta, pozbywając się z nich grudek ziemi i spojrzała na Tolczenkę. Nagle wydał się jej dużo młodszy. W blasku nieśmiałego słońca jego twarz rozjaśniała. Niewątpliwie dawka adrenaliny dodała mu energii. – Jak ci powiem, biegnij do Saszki! – wyszeptał, zmieniając magazynek.
– Ale Sasza… – Skrzywiła się.
– Nie dyskutuj! – wrzasnął, widząc jej niezdecydowanie.
Julia zamarła. Zmroził ją widok jego wściekłych oczu. Teraz naprawdę się bała. Najbardziej tego, że popełni jakiś błąd, za który on zapłaci. Z tyłu doszedł ją hałas silnika. Na głównej alei pojawił się rozpędzony range rover. Jego ciężkie koła skręciły gwałtownie, tworząc wokół tuman kurzu, i auto zawróciło.
– Biegnij! Teraz! – rozkazał Aleksander, gdy tylko kierowca zahamował. Julia potrząsnęła głową, drżąc z przerażenia.
– Aleksan…
– No! – zakrzyknął, popychając ją do przodu, pomiędzy stare pomniki.
Julia jak w amoku rzuciła się przed siebie. Przykulona, przeskakiwała pomiędzy nagrobkami, by dopaść wreszcie do uchylonych drzwi samochodu, zza którego Saszka z zaciętą miną raz za razem pociągał za spust swojego mini uzi. Tolczenko odczekał chwilę. Osłaniany przez syna, zerwał się do biegu. Zostało mu zaledwie kilka kroków, gdy rozległ się znajomy świst i pocisk rozerwał mu ramię. Aleksander jęknął przeciągle i upadł na kolana.
Z recenzji poprzednich książek:
“Petarda z Łodzi”
Mariusz Czubaj, Autor
“Tam gdzie kończy się banał, zaczyna się „Ogrodnik”. W końcu ktoś nadał kwiatom morderczy sens.”
Anna Ruszczyk, Gazeta Śledcza
“Krótkie, rwane rozdziały nasilają dynamikę zdarzeń. Wielowątkowość wymusza szczególny rodzaj skupienia. Jednocześnie wciąż na nowo jesteśmy stawiani w sytuacjach granicznych. Razem z bohaterami, którzy muszą sobie z nimi radzić.”
Jarosław Czechowicz, Krytycznym Okiem
“Łódź plasuje się, wydawać by się mogło, w czołówce, jeśli chodzi o liczbę powstałych na jej temat tytułów. Bo jest przecież trylogia Krzysztofa Beśki, Katarzyna Bonda zdecydowała się umieścić „Lampiony” właśnie w mieście filmowców, także Joanna Opiat-Bojarska przeniosła akcję jednej ze swych książek właśnie tam. Pośród tych pozycji Agnieszka Płoszaj z łatwością znajduje swoje niepowtarzalne miejsce, a jako rodowita łodzianka ma też przewagę, ponieważ opisywane ulice i zaułki są jej najbliższe.”
Damian Matyszczak, Kawiarenka Kryminalna
„Czarodziejka” wpisuje się w nurt kryminałów zaangażowanych społecznie, zadających ważne pytania, niewątpliwie inspirujących do dyskusji. Agnieszka Płoszaj zaznacza zatem swoją obecność w gatunku w sposób istotny. A zakończenie powieści sugeruje, że nie jest to jej ostatnie słowo.”
Przemysław Poznański, Zupełnie Inna Opowieść
“Blisko czterysta stron przygody, która pochłonie Was bez reszty, by ze smutkiem na ostatniej stronie obwieścić że to już koniec.”
Anna Ruszczyk, Gazeta Śledcza