Wywiad z AGNIESZKĄ GŁADZIK, autorką powieści „BUNTOWNICZKI”

Przegląd

Agnieszka Gładzik, mat pras. Szara Godzina

Studiowałam anglistykę i na zajęciach dyskutowaliśmy o kobietach jako o mniejszości kulturowej. I ta też narracja, to odzyskiwanie głosu, przywracanie należnego miejsca jest siłą powieści o kobietach. – Mówi w wywiadzie Agnieszka Gładzik, autorka powieści obyczajowej „Buntowniczki, która ukaże się 2 października nakładem Wydawnictwa Szara godzina.

„Buntowniczki” rozpoczyna zdanie „Eliza Konstancja Adelajda de Gironde była wściekła.”
Jako że ma ono znaczenie dla fabuły książki, zapytuję, kim była Eliza i dlaczego była wściekła?

AG: Odpowiem następująco: to zależy, czyimi oczami patrzymy. Dla współczesnych sobie mieszkańców Gdańska, Eliza jest panną z dobrego domu, dla której najwyższy czas już wyjść za mąż (bohaterka ma około 25 lat na początku powieści). Dla swoich rodziców jest swego rodzaju produktem, wizytówką rodziny, ale też i ciężarem, zwłaszcza gdy nie chce się podporządkować panującym „regułom gry”. Z perspektywy głównej męskiej postaci, Karla, który przyjeżdża do Gdańska z Berlina, Eliza to prowincjonalna panienka, idealny obiekt drwin, ale także i symbol wszystkiego, przed czym ucieka. Skąd natomiast bierze się wściekłość bohaterki? Odpowiedź na to pytanie ewoluuje wraz z fabułą powieści. Zarzewiem jest zdrada narzeczonego, jednak prawdziwym źródłem tej wściekłości jest bezsilność, bycie przedmiotem, a nie podmiotem dyskusji.

Trzeba dodać, że była panną wykształconą i obytą w towarzystwie, a jako córka bogatego armatora nie mogła oddać ręki byle komu. Czy budowała Pani tę postać, inspirując się jakąś rzeczywistą kobietą, a może wzmianką w źródłach historycznych?

AG: Eliza jest całkowicie wytworem mojej wyobraźni, chociaż pewne elementy jej osobowości są inspirowane postaciami znanych mieszkanek Pomorza. Najbardziej oczywistą inspiracją była dla mnie postać Louise von Krockow, oświeceniowej pisarki, która stworzyła nowatorski jak na swoje czasy projekt szkoły dla zubożałych szlachcianek. Założenie hrabiny von Krockow było o tyle nietypowe, że zakładało wprowadzenie obowiązkowej gimnastyki oraz łączyło przedmioty typowo akademickie z zajęciami praktycznymi. Również dla mojej bohaterki edukacja jest kwestią kluczową, a także źródłem emancypacji. Przy czym nie mam tutaj na myśli, tylko formalnej nauki, ale i też doświadczenia, jakie Eliza zbiera na swojej drodze życiowej, one również mają kluczowe znaczenie dla ewolucji jej charakteru.

Żywo, naturalnie oddała Pani postać Elizy, panny z dobrego domu, ale też jej służącej Katinki, kobiety do wszystkiego. Wiedza na temat życia codziennego nie tylko elity, ale i służby wymagała zapewne sporego researchu?

AG: Tak, chociaż obecnie coraz więcej mówi się i pisze o historii zwykłych ludzi, również i służących. Nic zresztą dziwnego: była to grupa społeczna szczególnie liczna w miastach. Z pomocą przychodzą także pamiętniki oraz wspomnienia mieszkańców Gdańska (i nie tylko) z XIX wieku. Chociażby „Wspomnienia z młodości ubogiej służącej” Marie Sansgêne dają nam obraz tego, jak wyglądało życie pomocy domowej w drugiej połowie XIX wieku.

Ujęła mnie wierność szczegółom, dzięki którym książka działa jak wehikuł czasu. Mam tu na myśli choćby topografię Gdańska drugiej połowy XIX wieku…

AG: Bardzo się cieszę, że moja powieść daje takie wrażenie. Jednym z największych wyzwań w tworzeniu literatury historyczno-obyczajowej jest utworzenie wiarygodnego obrazu minionej epoki, który zarazem będzie zrozumiały dla współczesnego odbiorcy. Do tego dochodzą też bardziej prozaiczne problemy, jak na przykład to, że trzeba pozbyć się z głowy współczesnego obrazu miasta, obrazu odbudowanego Głównego i Starego Miasta i zrekonstruować je w swojej głowie na nowo. Wymaga to pracy z mapami, planami miasta, obrazami oraz fotografiami. Opisy i wspomnienia mieszkańców również pomagają. W „Buntowniczkach” przede wszystkim chciałam oddać wrażenie ciasnoty XIX-wiecznego Gdańska, który był miastem duszącym się w sztywnych ramach obwarowań miejskich. Dopiero, gdy bohaterowie opuszczają mury miasta, daje się odczuć większą swobodę, jakąkolwiek przestrzeń do działania.

Skąd czerpała pani informacje o kobiecych strojach i fryzurach gdańszczanek drugiej połowy XIX wieku?

AG: Głównie z fotografii, obrazów oraz opracowań źródłowych. Akurat moda dość szybko się upowszechniała w tamtym okresie, przynajmniej w wyższych warstwach społeczeństwa, dlatego bardziej skupiałam się na opisaniu również strojów służących i niższych klas. Tutaj też przenikały „trendy” z wielkiego świata, tyle że stonowane zależnie od możliwości danej osoby. Mimo to, niezależnie od zasobności sakiewki, kobiety zawsze chciały być ubrane modnie i uważnie obserwowały zachodzące zmiany.

Dzisiaj, by zrobić zdjęcie, wystarczy nam komórka. Karl Kleinschmitt potrzebował powozu, by przetransportować sprzęt fotograficzny…

AG: Fotografia w tamtym okresie była wciąż nowinką oraz hobby zarezerwowanym dla majętniejszych osób. Proces samego robienia zdjęć jak i ich wywoływania był bardziej skomplikowany, wymagający dużej dokładności.

W spacerze po Gdańsku, który opisuje Pani w książce, wzięła udział prócz Elizy inna bohaterka powieści – Lizystrata von Bochholz, potomkini zubożałej pruskiej szlachty. Czy jej losy dały Pani okazję do pokazania różnorodności mieszkańców dzisiejszego Trójmiasta?

AG: Tak, jak łatwo zauważyć, moi bohaterowie pochodzą z różnych środowisk, które się nawzajem przenikają. Z nich wszystkich jednak to właśnie Lizystrata ma najbardziej nieokreśloną pozycję. To zresztą wiąże się ściśle z zagadnieniem edukacji. Osoby takie jak hrabina von Krockow poruszały problem wykształcenia szlachcianek właśnie ze względu na postępujące zubożenie tej warstwy społecznej. Za tym też szedł problem co począć z córkami? Lizystrata znajduje się w trudnym położeniu, ponieważ z jednej strony spoczywa na niej ciężar oczekiwań rodziny, z drugiej dążenie do własnego szczęścia i spełnienia swoich aspiracji naukowych.

Intrygująco przedstawia się relacja Eleonory i Christiny. Czy wydarzenia z nimi związane są zupełnie fikcyjne, czy też zainspirowały Panią jakieś źródła historyczne?

AG: Postaci Eleonory i Christiny oraz ich losy są zupełnie fikcyjne. Dla mnie jednak są one kluczowe w „Buntowniczkach”, ponieważ przypominają nam o tym, że dla osób niewpisujących się w obraz heteronormatywnego społeczeństwa przez długi czas nie było w historii miejsca. Co nie oznacza, że ich nie było i że ich głosy nie miały znaczenia. Eleonora i Christina poruszają się poza nawiasem przyzwoitego towarzystwa, ale w swoich działaniach zachowują sprawczość, nie są ofiarami, nie czekają biernie na to, co przyniesie los.

Wszystkie bohaterki „Buntowniczek” żyją oficjalnie zgodnie z przypisywanymi im rolami. Nie mają nic do gadania w świecie rządzonym przez mężczyzn. Nie znaczy to jednak, że nie skrywają marzeń i nie mają sekretów, by wspomnieć Prudencję czy Adelę…

AG: Prudencja i Adela to kolejna para bohaterek bardzo istotnych w świecie „Buntowniczek”. To kobiety z pokolenia pamiętającego jeszcze czasy wojen napoleońskich, dla uproszczenia, pokolenie babć głównych postaci powieści. Często jest tak, że myśląc o starszych osobach mamy przed oczami obraz konserwatystów, strażników tradycji i statusu quo. Sęk w tym, że każde kolejne pokolenie buduje na osiągnięciach poprzedniego, zmiana jest często ewolucją a nie rewolucją. W „Buntowniczkach” te starsze kobiety niejako umożliwiają i wspierają bunt swoich wnuczek, pamiętając własne, niejednokrotnie dramatyczne losy.

Za posłuszeństwo normom kobiety płacą wysoką cenę. Jeszcze wyższą cenę płacą za nieposłuszeństwo, prawda?

AG: To stwierdzenie można zaaplikować również i do mężczyzn. Dużo mówimy o bohaterkach powieści, ale „Buntowniczki” mają swoje dwie centralne postaci męskie: kuzynów Karla i Ferdynanda. I oni również nie do końca pasują do świata, w którym przyszło im żyć, nie spełniają oczekiwań, stawianych im przez ich otoczenie. Tyle, że cena, którą za to płacą jest dla nas mniej widoczna i może dlatego odbieramy ją jako mniej dramatyczną. To są te wszystkie tłumione ambicje, nierozpoznane emocje, nieprzeżyta żałoba… Ich sposób radzenia sobie z tym też się różni diametralnie od ścieżek obranych przez bohaterki, ale pragnę to podkreślić, ponieważ, podobnie jak w wypadku starszych postaci (Prudencji i Adeli), także i tutaj nie stawiałabym grubej kreski między mężczyznami i kobietami. Bo „Buntowniczki” mają swoich mniej lub bardziej ukrytych sprzymierzeńców płci przeciwnej. I czasem nieposłuszeństwo może się na dłuższą metę opłacić, pomimo tego że natychmiastowe konsekwencje mogą być bardzo nieprzyjemne.

Czytając o buntowniczkach, czuję wdzięczność wobec kobiet, które przez ostatnie dziesięciolecia mówiły „Basta!”. Kobiety wydają się Pani ciekawszym materiałem na książkowych bohaterów?

AG: Nie tyle powiedziałabym, że są ciekawsze, co w dalszym ciągu jest ich dużo mniej w różnych dziełach kultury, nie tylko w literaturze. Studiowałam anglistykę i na zajęciach dyskutowaliśmy o kobietach jako o mniejszości kulturowej. I ta też narracja, to odzyskiwanie głosu, przywracanie należnego miejsca jest siłą powieści o kobietach. Myślę, że paradoksalnie współcześnie często łatwiej stworzyć mocną opowieść o odnajdowaniu własnego miejsca, o przełamywaniu barier właśnie, stawiając kobiety w centrum. Te fabuły mają silny motyw przewodni, szukamy takich historii, ponieważ przez dziesięciolecia było ich zwyczajnie mało. Ponadto, książki również nie powstają w próżni, są także komentarzem do obecnej sytuacji, gdzie w wielu miejscach prawa kobiet zaczynają być kwestionowane, nadszarpywane. Stąd też moja Eliza zaczyna od wściekłości, nie jest ani trochę grzeczną bohaterką.

Jest jeszcze coś, co mnie intryguje. Akcja Pani książki rozpoczyna się w 1859 r. Czy ta data coś dla Pani oznacza?
AG: Nie. Chciałam żeby powieść rozgrywała się w okresie kiedy do Gdańska już można dotrzeć koleją, ale miasto dalej jest duszone przez fortyfikacje. I szczerze przyznam, że motywowała mnie chęć pokazania mody z tamtego okresu, kiedy dominowała krynolina.
Pani miastem rodzinnym jest Szczecin i to jego skomplikowana historia pojawia się w Pani pierwszych książkach, prawda?
AG: Tak, jestem rodowitą Szczecinianką i do tej pory skupiałam się na dwudziestowiecznej historii Szczecina. W swojej pierwszej powieści, „Republice” przedstawiałam okres Republiki Weimarskiej, „Pomorzanie” i „Daleko od morza” opowiadały o okresie powojennym, zaś „Znak Gryfa” przenosił nas w okres przed pierwszą wojną światową. Szczecin ma fascynującą historię, to takie prawdziwe pogranicze. Nie mówiąc już o dość specyficznej pozycji w polskiej świadomości – przez długie lata funkcjonował jako „niepolskie” miasto, które lada chwila może nam zostać odebrane. W przeciwieństwie do Gdańska nie miał też bardzo jednoznacznych i oczywistych związków z Polską. Ale akurat w XIX w. Szczecin rozwijał się szybciej, bardziej dynamicznie od Gdańska i dlatego „Buntowniczki” dzieją się akurat nad Motławą. Gdańsk w XIX wieku nie jest ani szczególnie dobrze opisany, ani też nie kojarzy się nam z niczym szczególnym. A to było fascynujące miejsce, zwłaszcza z psychologicznej perspektywy. Mamy miasto, tak ważne z punktu widzenia historii, które zostało zepchnięte do roli głębokiej prowincji, które jest u progu nowoczesności, a jednocześnie dławi się na niezwykle małej przestrzeni. To idealne tło dla opowieści o wychodzeniu z własnych ograniczeń, wręcz rozsadzaniu ich.
Jak się zaczęło Pani zainteresowanie historią, tą zbudowaną z historii pojedynczych ludzi?
AG: Od komentarza mojego ojca, który widząc jak czytam biografię Marii Antoniny (to było jakoś w okresie gimnazjum), powiedział, żebym zadała sobie pytanie, czy historia elit, wielka historia, to ta najważniejsza i najciekawsza historia. To skłoniło mnie do szukania informacji o życiu zwykłych ludzi, o codziennej egzystencji w dawnych wiekach.
Czy pracuje Pani teraz nad kolejną książką?
Tak, jestem już na dość zaawansowanym etapie prac nad kolejną powieścią, rozgrywającą się w Gdańsku, na przełomie XVII/XVIII w. Jakiś czas temu skończyłam również książkę o Szczecinie w 1947 r., opowiedzianą z perspektywy młodych dorosłych, rozpoczynających kolejny etap w swoim życiu na tzw. Polskim dzikim zachodzie.

Rozmawiała Magda Kaczyńska

 

Kategorie: Wywiady