ROK BEZ LATA – wywiad z Weroniką Wierzchowską
Przegląd
- Typ: Wywiady
- Marka: Szara Godzina
Lato w 1816 roku nie nadeszło, spadł za to śnieg zabarwiony pyłami na czerwono lub brązowo, co wywołało prawdziwy popłoch, bo nikt nie miał pojęcia skąd to zjawisko. Wybuch wulkanu wulkanu Tambora zainspirował Weronikę Wierzchowską do napisania powieści obyczajowo-historycznej. 12 września, nakładem Wydawnictwa Szara Godzina, ukaże się „Rok bez lata”. Rozmawiamy z autorką z okazji zbliżającej się premiery.
Bohaterki Pani książek, w większości, nie goszczą w suchych podręcznikach do historii. Bywa, że mignęły w prasowej wzmiance czy pamiętniku. Dzięki Pani powieściom dostają szansę, by przekazać nam coś ważnego… Bohaterowie „Roku bez lata” również należą do tej kategorii?
Tym razem bohaterów wymyśliłam, cała opowieść jest zupełną fikcją, tyle że dzieje się podczas niezwykłych wydarzeń, które naprawdę miały miejsce.
Woli Pani pisać o znanych kobietach, jak choćby Ćwierczakiewiczowa, czy też budować postacie od podstaw?
Lubię jedno i drugie dlatego zwykle mieszam fikcję z wydarzeniami historycznymi. Używam postaci, które naprawdę żyły i wówczas staram się trzymać faktów, ale konfrontuję je często z wymyślonymi bohaterami.
Trzyma Pani w ryzach swoich bohaterów, czy pozwala podążać w swoim kierunku?
Zdarza się, że opowieść odbiega od wyznaczonego planu i zbacza na manowce. Podejrzewam, że często są za to odpowiedzialne niesforne bohaterki. Zdarza się, że wyrywają się spod kontroli, trzeba wówczas dopasowywać opowieść do ich czynów. Bywa i tak.
Węgierska szlachcianka, emerytowany kapitan warszawskiej policji na tropie kilku morderców… To zdarzyło się naprawdę?
Oczywiście! Tyle, że w mojej wyobraźni. Nie takie historie się w niej zdarzają.
Ale cała historia rozgrywa się w prawdziwych miejscach w gorzkich dla Polaków latach po klęsce Napoleona…
Dziewiętnasty wiek nie był łaskawy dla naszej historii. Czasy zaborów pamiętamy z historii jako pasmo klęsk i nieszczęść. Na szczęście opisana w powieści katastrofa klimatyczna niemal zupełnie nas nie dotknęła.
Jak przygotowuje się Pani do pisania nowej książki? Studiuje Pani opracowania historyczne, pamiętniki, dokumenty, by oddać epokę?
Dokładnie. Czytam, co się da związanego z tematem. Jako, że upodobałam sobie czasy dość odległe, nie da się porozmawiać z żywymi świadkami tamtych wydarzeń. Z nieżywymi zresztą też nie.
Rok bez lata, który dał tytuł książce, to wydarzenie historyczne. Może Pani przybliżyć nam, jak wybuch wulkanu Tambora w 1815 r. wpłynął na ludzi i zniszczoną wojnami napoleońskimi Europę?
Wybuch wyrzucił do atmosfery masy pyłów i popiołów, które utworzyły warstwę nie przepuszczającą słońca, przez co nastała zima wulkaniczna. I lato 1816 roku nie nadeszło, spadł za to śnieg zabarwiony pyłami na czerwono lub brązowo, co wywołało prawdziwy popłoch, bo nikt nie miał pojęcia skąd to zjawisko.
Stworzyła Pani niezwykle ciekawą postać hrabiny Rózsy Forgách de Ghymes et Gács. Z jednej strony jest silną, przedwcześnie dojrzałą kobietą, z drugiej skrzywdzoną duszą ograniczoną patriarchatem XIX wieku. Lubi Pani swoją bohaterkę?
Wszystkie je lubię, szczególnie te skrzywdzone, które muszą sobie radzić w ciężkich czasach. Rózia jest wyjątkowa, ma uszkodzone nie tylko ciało, ale i duszę.
Ma Pani ulubioną postać książkową czy filmową?
To się stale zmienia, w zależności od tego co właśnie czytałam lub oglądałam. Aktualnie jestem fanką Świętosławy z powieści „Harda” Cherezińskiej i Eddiego ze Stranger Things.
Jednym z czarnych charakterów Pani powieści jest „ludożer”, były żołnierz Księstwa Warszawskiego i uczestnik nieudanej wyprawy napoleońskiej na Moskwę. Co wojna czyni z człowieka…
Inspiracją do stworzenia tej postaci były losy wielu żołnierzy napoleońskich, którzy uciekali spod Moskwy i musieli zimą maszerować pieszo tysiące kilometrów. Przypadki kanibalizmu były ponoć dosyć częste, kiedy zabrakło koni, żołnierze zjadali zamarzniętych kolegów. To jeden z koszmarów tamtej wojny.
Czemu Eger na Węgrzech? Kojarzy się z gorącymi źródłami i dobrym winem… To dla Pani szczególne miejsce?
Byłam tam kilka razy i lubię Góry Bukowe, poza tym czerwony śnieg spadł właśnie na Węgrzech, co zainspirowało mnie, by umieść tam część akcji powieści.
Czytając Pani książki, odnoszę wrażenie, że dla wielu Pani bohaterów traumy i rany to nie tylko „kajdany”, ale również iskra, dzięki której stają się lepszymi i pełniejszymi ludźmi. Wierzy Pani, że trudne doświadczenia nie łamią, ale wzmacniają?
Zdecydowanie. Poza tym ciężkie czasy tworzą ciekawych bohaterów. Nie trzeba się mozolić nad wymyślaniem im ciekawych losów, mamy je podane na tacy. Bohaterowie żyjący w dobrobycie, kiedy nie działo się nic ciekawego, są trudniejsi w obsłudze dla pisarza. Trzeba się bardzo starać, by powieść nie była nudna.
Jakim postaciom z przeszłości (a może teraźniejszości) chciałaby Pani dać jeszcze głos?
Imię ich legion. Znaczy jest tak wiele ciekawych postaci, że nie wiadomo za kogo się złapać. Nie mam jednak zrobionej listy, w każdej chwili mogę natknąć się na bohaterkę, która mnie zainspiruje tak że zapomnę o pozostałych.
Ma Pani słabość do XIX w. Wielu czytelnikom, pamiętającym szkolne lektury, epoka nie kojarzy się porywająco…
Próbuję ją zatem pokazać w innym świetle. To prawdziwe wyzwanie by odczarować obraz tamtych czasów, jaki nam w umyśle zrobiła szkoła i lekcje historii. To „rozdziobywanie przez kruki, wrony”, te nieszczęsne siłaczki, łyski z pokładu Idy, głodne dzieci, powstańcy w kajdanach idący na Syberię, rusyfikacja, Prusak męczy polskie dzieci, itd. A ja próbuję pokazać epokę bardziej popkulturowo, sięgać po inne klimaty. Różnie wychodzi, ale nadal się nie poddaję.
Rosyjska inwazja i jej barbarzyństwo skupiło uwagę naszego społeczeństwa na Wschodzie. Myślała Pani, by umieści akcję jednej ze swoich powieści na tych terenach?
Jeszcze o tym nie myślałam, ale to dobry pomysł. Może się tym zajmę? Dziękuję za inspirację.
Jest Pani pisarką i „alchemiczką”. A gdyby los potoczył się inaczej, czym mogłaby Pani się zajmować?
Fascynuje mnie historia medycyny, farmacji. Niestety jestem za głupia, by skończyć studia medyczne, ale w innym życiu z pewnością bym spróbowała.
Pani portfolio literackie pęcznieje. Pisze Pani systematycznie, czy też kiedy nadchodzi wena?
Systematycznie, codziennie, łącznie z niedzielami. Jeśli jakiegoś dnia choćby chwilę nie posiedzę nad tematem powieści, to źle się czuję.
Jeżeli mogę zapytać, nad czym Pani obecnie pracuje?
Obecnie modne są sagi rodzinne, więc też postanowiłam spróbować swoich sił. Myślę, że na początek napiszę trzytomową opowieść o losach jeden rodziny.
Rozmawiała Magda Kaczyńska