Łebki od Szpilki – Pewnej matce trafiły się bliźniaczki z innej planety. Dzika kobieca opowieść o bezwarunkowej miłości

Przegląd

Łebki od Szpilki

Agnieszka Szpila

literatura faktu

łebki od szpilki

Pewnej matce trafiły się bliźniaczki z innej planety. Dzika kobieca opowieść o bezwarunkowej miłości.

Joanna Bator

Prawdziwa, mocna, literacka opowieść o matce obserwującej świat oczami córek – bliźniaczek cierpiących na poważne zaburzenie neurologiczne. O kobiecie, która przekonuje się, że sytuacje graniczne, choroba i walka o własną niepodległość dają szansę na ożywcze katharsis.

W tej historii literacka relacja i doświadczenie krzyżują się w najmniej oczekiwanym momencie, za każdym razem bez kompromisów i bez utartych schematów.

Łebki od Szpilki to książka granat, która zamiast uśmiercać siłą rażenia wypływającą z bardzo trudnej życiowej historii, raczej wskrzesza w czytelniku pierwotną, bo przecież wrodzoną radość życia i potężną wewnętrzną moc. Ta książka to morfina wpuszczona do żył, która znosi ból płynący z granicznych doświadczeń. Jest jak kastet otwierający czytelnikom źrenice po to, by mogli na nowo przyjrzeć się życiu i zobaczyć w nim całe zapomniane, a często zdeptane przez ciężki los i opresyjne sytuacje Piękno. Łebki od Szpilki to świecka biblia macierzyństwa dalekiego od wszystkiego, co znacie. Na pohybel wszystkiemu i wszystkim, ale z wielką miłością do świata.

Pamiętam, jak o północy, a potem jeszcze dziesięć po trzeciej (specjalnie nastawiałam budzik, by o tym pamiętać) zakładałam dres na koszulę nocną, na to szlafrok i kurtkę, a głowę owijałam wełnianą chustą. Tak było zimno!

W tym niewyszukanym i niezbyt gustownym stroju wyglądałam, jakbym właśnie wyszła na przepustkę z gułagu. Jak Czeczenka w podwarszawskim Dębaku – Ośrodku dla

Uchodźców, jak ruska matrioszka, jak dziecko Arbatu. Patrzyłam na siebie w lustrze i nie wierzyłam własnym oczom. A potem wychodziłam na mróz, pakowałam drewno do specjalnego koszyka, któremu niestety ktoś nieuważny przetrącił dno, spoglądałam zadziornie w niebo, spozierałam na księżyc i krzyczałam przekornie, z całych sił, w ciemną noc: „Kocham cię, życie!”.

I wiem, że ono kochało mnie również. I że kocha nadal. Że tak mi daje w dupę, bo kocha mnie jak Jezus złodziejaszków, szarlatanów i wykolejeńców. Bo wie, że je kocham i

odczuwam wdzięczność za każdy metafizyczny łomot, który dostaję od losu. Pewnie musiałam w poprzednim wcieleniu być łotrem nad łotrami albo największą dziwką Babilonu, a może Stalinem, Berią, Ceauşescu, Mao Tse-tungiem czy Barbarossą, a teraz po prostu spłacam swój dług.

Ale gdy tak krzyczałam do księżyca, ja – kołchoźnica, ja – ruska matrioszka, ja – babuleńka w wełnianej chuście z jarmarku, czułam, jak znowu wraca mi krążenie w zmarzniętych na kość dłoniach, jak zaczyna mi bić struchlałe z przerażenia tym zimnem serce, jak pęcherzyki płucne zaczynają się cieszyć na pierwszy haust tlenu, słyszałam, jak zaczynają rosnąć mi włosy i paznokcie, i wtedy właśnie zdobywałam tę pewność, że jeszcze nie, że jeszcze, kurwa, n o n    o m n i s    m o r i a r   tej zimy!

[fragment]

è Zapraszamy na facebook.com: Łebki od Szpilki

Kategorie: Literatura
Tagi: Foksal, W.A.B.

Skomentuj

Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować.