Nie wyobrażam sobie pisać o miejscach, których nie znam i „nie czuję”

Przegląd

27 września ukaże się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina powieść „Leśniczówka”, drugi tom czteroczęściowego cyklu „Sekrety Białej” pióra Agnieszki Panasiuk, autorki bestsellerowych książek „Ścieżki Elizy”,  „Podróże serc” oraz „Antonia”, „Cecylia” i „Aleksandra” w cyklu „Na Podlasiu”. W maju ukazał się tom pierwszy „Kamienica”, a na rok 2024 zaplanowane są dwie ostatnie części: „Chata” i „Dworek”. Rozmawiamy z autorką z okazji zbliżającej się premiery.

Pani nowy cykl powieściowy „Sekrety Białej” łączy Biała Podlaska i cztery przyjaciółki od liceum…

Zgadza się. Nie wyobrażam sobie pisać o miejscach, których nie znam i „nie czuję” dlatego moje rodzinne miasto Biała Podlaska w nowym cyklu powieściowym stanowi główne miejsce rozgrywanej akcji zarówno tej w wątku teraźniejszym, jak i w retrospekcjach historycznych. Teoretycznie wydaje się, że dobrze znam Południowe Podlasie, a praktycznie – z każdym wyjściem, z każdym wyjazdem na bliższą czy dalszą wycieczkę spostrzegam coś nowego, coś co wcześniej przeoczyłam. To jest właśnie ta nieodkryta magia tej ziemi, dzięki której moja wyobraźnia ma duże pole do popisu. Przykład stanowi historia czterech przyjaciółek: Doroty, Zuzanny, Marii i Anki. Zdawałoby się, że niewiele je łączy, a jednak kobiety nie potrafią zrezygnować z przyjaźni i z siebie. Ta różnorodność przyciąga je, doskonale się uzupełniają. Nawet gdy zdarzają się im kłótnie, zdrady, krytyka chociaż w pierwszej chwili wywołują negatywne emocje, w perspektywie przynoszą rozwiązania i ukojenie. Mam nadzieję, że czytelnicy polubili optymistyczną i żywiołową Dorotę, bezczelnie szczerą Zuzannę, zahukaną Marysię i Ankę służącą dobrymi radami. Chociaż każdą część poświęciłam jednej z przyjaciółek, pozostałe nie znikają z kart powieści i w kolejnych tomach będzie można się dowiedzieć, co u nich słychać.

Główną bohaterką pierwszego tomu „Kamienica” jest Dorota. W tomie drugim „Leśniczówka”, który ukaże się we wrześniu, pierwsze skrzypce gra Marysia. Jak potoczyły się jej losy?

Dzieciństwo Marysi Motwiczuk w porównaniu do dzieciństwa jej przyjaciółek jest jednym pasmem tragedii. Wcześnie zostaje sierotą. Jej matka ginie w wypadku drogowym, na temat ojca dziewczynka nic nie wie. Trudu opieki nad dzieckiem podejmuje się starzejąca babcia. Ten krótki okres, w którym Marysia zaznała miłości i szczęścia pozostawił jej jedynie jakieś mgliste wspomnienia, obrazy. Skończył się zbyt szybko i boleśnie z chwilą oddania dziewczynki pod opiekę ciotki, której zależało jedynie na dochodach wynikających z przygarnięcia sieroty. Marysia jest przez nią traktowana jako darmowa pomoc domowa i poniżana, co rozwija u niej kompleks nieważności. Szczególnie dotykają ją przezwiska dotyczące jej panieńskiego pochodzenia. Dziewczyna znajduje oparcie jedynie w przyjaciółkach, ale jest na tyle skryta i zamknięta w sobie, że unika zwierzeń i nie potrafi prosić ich o pomoc. Wystarcza jej, że czuje się przy nich dobrze i bezpiecznie. W czasie studiów pielęgniarskich w rodzinnym mieście poznaje miłość swego życia. Romantycznie wierzy w jej szczerość i trwałość, ale niestety zostaje brutalnie zdradzona. Ta sytuacja wywołuje u niej w końcu impuls do działania. Maria wyjeżdża kontynuować naukę do Warszawy i gdy zdaje się jej, że po raz pierwszy decyduje sama o sobie i panuje nad własnym życiem okazuje się, że porzucona miłość przynosi swoje konsekwencje. Na świecie pojawia się Gabryś. Niestety chłopiec jest chory, a prawidłowa diagnoza mimo upływu czterech lat nie została postawiona.

Powrót do Białej Podlaskiej, miasta dzieciństwa i młodości, oznacza dla Marysi porażkę?

Zakompleksiona kobieta, której los nie oszczędzał i stawiał na drodze jedynie problemy korzystając z pomocy przyjaciółek postanowi wrócić do Białej na stałe i ponownie podjąć wyzwanie, by zmienić swoje życie. Miesiąc urlopu w rodzinnym mieście, który miała przeznaczyć na pomoc dla Doroty przy planowaniu jej wesela uświadamia Marysi jak pospolitą i smętną egzystencję wiedzie w Warszawie. Nie jest doceniana w swojej pracy, z pielęgniarskiej pensji ledwie starcza jej na utrzymanie. W stolicy brak jej wsparcia przyjaciółek i pomocy w opiece nad synkiem. Wspominając swoje smutne i nieszczęśliwe dzieciństwo u sfrustrowanej ciotki obawia się, że mimowolnie i nieświadomie stwarza podobne warunki swojemu dziecku. Zależy jej na szczęściu synka i to dla niego postanawia skorzystać z rad przyjaciółek i przenieść się do spokojniejszej i tańszej Białej Podlaskiej. Po ślubie z Michałem Dorota wynajmuje Marysi swoje mieszkanie na ulicy Sapieżyńskiej. Kobiecie udaje się znaleźć pracę w poradni okulistycznej oraz przedszkole dla Gabrysia. Na tych podstawach Maria postanawia budować synkowi szczęśliwy i bezpieczny świat. Martwi ją jedynie jego niezdiagnozowana choroba i demony przeszłości, na które można się natknąć (a już natknęła się w epilogu „Kamienicy” w czasie wesela Doroty). W rodzinnym mieście łatwiej spotkać złośliwą ciotkę i byłą miłość. Czytelnicy przekonają się, że decyzja Marii o zmianie życia nie będzie taka, jaką sobie wymarzyła i zaplanowała, bo na jej drodze pojawi się nie tylko nieoczekiwany spadek w postaci zrujnowanej leśniczówki, mężczyzny z przeszłości (którym zdają się rządzić kompleksy i konsekwencje niewłaściwych decyzji), problematyczni sąsiedzi, pewien kot ale też nadzieja na zdrowie synka i dojrzała miłość.

Kiedy Marysia wraca do Białej Podlaskiej, okazuje się, że babcia przekazała jej w testamencie leśniczówkę. Znajdziemy ją na mapie?

Niestety nie. Leśniczówka Marysi jest akurat wytworem mojej wyobraźni, tak samo jak ulica Gajowa, przy której ją umiejscowiłam. Czytelnicy nie odnajdą ich na mapie Białej Podlaskiej. Moje miasto jest otoczone ogromnymi kompleksami leśnymi, można więc przypuszczać, że takich leśniczówek czy gajówek przed wojną było sporo. Moja mama opowiadała, że w jej szkole podstawowej uczyły się dzieci, które mieszkały w leśniczówce na Pieńkach (obecnie popularnym osiedlu domków jednorodzinnych na terenie po dawnym poligonie 34 Pułku Piechoty). Postanowiłam to wspomnienie wykorzystać w swojej książce.

W leśniczówce Marysia znajduje pamiętnik z czasów II wojny światowej, który pisała tajemnicza Ina Wąsowiczówna, żołnierz AK…

Na początku działalności dziewczyny w konspiracji to za poważne określenie względem niej. Ina dopiero formuje się na żołnierza AK, nie jest nawet typową łączniczką. Do konspiracji przystępuje właściwie przez przypadek, gdy odkrywa, że paczki, które dostarcza z miasta sąsiadowi ze swojej ulicy zawierają nielegalną bibułę. Zdemaskowani AK-owcy nie mają innego wyjścia tylko wtajemniczyć dziewczynę w swoje działania i przyjąć do oddziału. Na początku dostaje najprostsze zadania. Ma czekać w leśniczówce na łącznika i przekazać dalej otrzymane od niego informacje. Przypada jej rola odtwórcy wiadomości, niczym w zabawie w głuchy telefon. Dopiero z czasem dziewczyna otwiera się i podejmuje działanie na własną rękę za zgoda i przyzwoleniem przełożonych. Udziela pomocy i schronienia jeńcowi radzieckiemu, skrzętnie pozyskuje od niego informacje, które wykorzystuje w pomocy jeńcom włoskim, aż wreszcie pomaga jednemu z uciekinierów z obozu. Ina rozwija się w swojej pracy w partyzantce, ale także sama zmienia się wewnętrznie. Z uległej, pokornej panienki, która odebrała właściwe wychowanie i córki, bez własnego zdania zmienia się w samodzielną, zdolną decydować o sobie i innych kobietę. Nie jest już bezwolna i licząca wyłącznie na pomoc innych, a niezależna i gotowa służyć radą słabszym od siebie. W przededniu akcji „Burza” decyduje się zostać sanitariuszką, co przed wojną było nie do pomyślenia, chociaż marzyła o pracy w zawodzie związanym z medycyną. Dzięki przeżyciom Iny opisanym w pamiętniku Czytelnicy będą mogli poznać podlaskich partyzantów skupionych w formacji „Zenona”, do którego należała dziewczyna. Był to największy i najpopularniejszy na Południowym Podlasiu partyzancki oddział Armii Krajowej i nie mogłam ominąć jego zasług w wyzwoleniu tych terenów spod okupacji hitlerowskiej w swojej powieści. Organizacja oraz wspomniane przeze mnie akcje miały miejsce w rzeczywistości. Jedynie Ina, Aleksiej, „Krokus” i Paolo są w rozdziałach historycznych bohaterami fikcyjnymi, tak jak fikcyjne są ich osobiste losy.

Co było inspiracją dla opisanych w pamiętniku wydarzeń?

Po opisaniu w „Kamienicy” tragicznych losów żydowskiej społeczności Białej Podlaskiej i wojny widzianej przez pryzmat ich doświadczeń postanowiłam powrócić do mrocznych czasów okupacji hitlerowskiej na ziemi bialskiej i opisać ją widzianą oczami osoby uwikłanej w działalność konspiracyjną. Ten zabieg przynosi odmienną perspektywę w spojrzeniu na te same wydarzenia, a nawet wykracza poza nie (historyczny wątek „Kamienicy” kończy się wraz z 1942 rokiem, w „Leśniczówce” rozpoczyna się w 1943 roku) oraz poza granice zamkniętego getta obejmując terytorialnie całe miasto i jego okolice. Inspirację stanowiły również tytułowe sekrety, tajemnice wynikające ze znikomości źródeł dokumentalnych i ulotność wspomnień odchodzącego pokolenia. Chciałam ocalić od zapomnienia Włochów wziętych do niewoli i osadzonych w stalagach na terytorium Polski przez niedawnych sojuszników po ich przejściu na stronę aliantów, losy jeńców radzieckich, lokalnych, podlaskich oddziałów partyzanckich i żołnierzy, których dziś nazywamy wyklętymi.

Sięgała Pani do rodzinnych wspomnień, pamiętników…

Jestem jedyną osobą w rodzinie, która od 1995 roku pisze regularny pamiętnik 😉 Szkoda, że nikt z moich przodków nie pokusił się o prowadzenie podobnych zapisków. Ich czytanie byłoby dla mnie ciekawym i inspirującym doświadczeniem. Po moich dziadkach i krewnych zostały przekazywane ustnie wojenne wspomnienia, ale nie mogłam z nich w pełni skorzystać. Los rzucił wszystkich z dala od Białej Podlaskiej. Dziadków ze strony mamy – Czesławy i Edmunda nie było nawet w Polsce. Babcia ze swoimi rodzicami została wywieziona na roboty do Saksonii, a dziadek po ucieczce z takich robót przedostał się do Armii Andersa i walczył pod Monte Cassino. Dziadkowie ze strony taty – Anna i Marian byli wtedy młodymi ludźmi, mieszkali na wsi dwadzieścia kilometrów od Białej, dziadek należał do partyzantki AK. W ostatnim „pamiętnikowym” rozdziale „Leśniczówki” wspomniałam o doświadczeniach, które były i jego udziałem. Oddział partyzancki, w którym służył mój dziadek śpiesząc na pomoc walczącym powstańcom warszawskim został zawrócony w Białej Podlaskiej przez łączniczkę gdzieś w okolicach dzisiejszej ulicy Artyleryjskiej. Dalszy marsz spowodowałby wyłapanie partyzantów na rogatkach ulicy Warszawskiej przez funkcjonariuszy NKWD i żołnierzy Armii Czerwonej. Dziadek prawdopodobnie u jakiegoś znajomego w mieście zmienił mundur na ubranie cywilne i unikając głównych dróg dotarł do swojej wsi. Na tym jego konspiracyjna historia nie skończyła się, gdyż był aresztowany i więziony przez UB w ich niesławnej siedzibie przy ulicy Krótkiej i doświadczył brutalnych metod śledczych. Babcia, która przyjechała, by dowiedzieć się o los męża o mało sama nie została aresztowana „za ciekawość”. Na szczęście dziadka objęła amnestia. Po powrocie do rodzinnego domu jego syn, a mój stryjek nie poznał go, płakał, że to nie jego tata, tak dziadek był zmieniony warunkami panującymi w areszcie. Na obrzeżach Białej Podlaskiej w czasie II wojny światowej mieszkała tylko przyrodnia siostra mojej prababci – Bronisława. Kilka z jej wspomnień umieściłam w „Leśniczówce” opatrując przypisami. Historie, o mężczyźnie, który przez całą wojnę budował dom, o zawieruszonej babcinej kozie i „pomocy” niemieckiego patrolu, przemarszu „Madziarów” towarzyszyły mi od dziecka. W opisywaniu zdarzeń nie omieszkałam korzystać z opracowań historycznych. Ponownie sięgnęłam po serię monografii Białej Podlaskiej: Jerzego Flisińskiego i Henryka Mierzwińskiego Biała Podlaska w latach 1939–1944 i Pawła Tarkowskiego Biała Podlaska w latach 1944–1989 oraz pracę zbiorową pod redakcją naukową Mariana Kowalskiego Zbrodnie hitlerowskie w regionie bialskopodlaskim 1939–1944. Pomocne były też artykuły wspomnieniowe byłych partyzantów publikowane na łamach „Podlaskiego Kwartalnika Kulturalnego”, szczególnie ważne jako relacje z tak zwanej „pierwszej ręki’.

Opisała Pani wojenną rzeczywistość niezwykle prawdziwie. Nie tylko strach, ale również miłość. Nie tylko akcje partyzanckie, ale i zwykłą codzienność…

Miło mi słyszeć taką opinię. Podręczniki, publikacje naukowe i popularnonaukowe mają to do siebie, że opisują fakty. Przyczyny, przebieg, skutki danego wydarzenia. Taki obraz pozostaje w nas na długo. Tymczasem wojna to nie tylko bitwy i potyczki, układy, pertraktacje. To zwykła codzienność zwykłych ludzi. To towarzyszące im emocje. Może rozumiemy to lepiej od roku widząc co dzieje się za naszą wschodnią granicą. W jednej miejscowości trwają walki, w innej ludzie normalnie pracują, dzieci chodzą do szkoły, zakochani do kawiarni. Oczywiście są obostrzenia, zakazy i nakazy, ale życie trwa, czas się nie zatrzymuje. To samo było doświadczeniem naszych przodków. Pracowali, uczyli się, chorowali, zakochiwali się i zdradzali. W czasie wojny rodziły się dzieci, a umierano nie tylko przez rozstrzelanie czy bombardowanie, ale też we własnym łóżku w czasie snu. To właśnie z takiej codzienności składa się historia. Ta duża i ta mała, osobista. Starałam się opisać rzeczywistość II wojny światowej na okupowanym Podlasiu najlepiej jak potrafię.

W pamiętniku Iny pojawia się wątek włoskich żołnierzy. Nie wszyscy wiedzą, że Włosi służyli w czasie II wojny światowej również na ziemiach polskich…

Ten wątek jest może dlatego mało znany, gdyż służba oddziałów włoskich w okupowanej Polsce była epizodyczna. W czasie II wojny światowej armię Mussoliniego interesowała ekspansja na Bałkany (Grecja, Jugosławia, Albania) i Afrykę Północną i tam głównie stacjonowała. Na tereny polskie wyruszyły jednostki wspomagające Wehrmacht w wojnie ze Związkiem Radzieckim. Garnizon wojsk włoskich istniał między innymi we Lwowie. Zdjęcie na okładce „Leśniczówki” przedstawia właśnie porucznika tamtejszego garnizonu i jego żonę – Polkę. Połączyła ich właśnie taka niemożliwa wojenna miłość, ale to historia na kolejną ciekawą powieść. Żołnierze włoscy na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej pojawili się liczniej po kapitulacji ich ojczyzny i przejściu na stronę aliantów jesienią 1943r. Niemcy osadzili swoich niedawnych sojuszników w obozach jenieckich także na terenie naszego kraju między innymi na Dolnym Śląsku, w Olsztynku, Przemyślu czy mojej rodzinnej Białej Podlaskiej.

Czyli obóz jeńców włoskich w Białej Podlaskiej istniał naprawdę?

Oczywiście! Stammlager 366 i warunki jakie w nim panowały nie są wytworem mojej wyobraźni. Jesienią 1943 roku niemieccy okupanci do opuszczonego przez jeńców radzieckich obozu w dzielnicy zwanej Zofii Las sprowadzili swoich niedawnych sprzymierzeńców. Jeńcy włoscy trafili tu kilkoma transportami kolejowymi prosto z Albanii, Grecji czy Jugosławii. Pobyt na odmiennym klimatycznie wschodzie Polski miał ich zmusić do zmiany zdania i wstąpienia w szeregi armii niemieckiej. Oczywiście tak się nie stało i Włosi do likwidacji obozu w czerwcu 1944 roku znosili indoktrynację oraz warunki odmienne od tych gwarantowanych międzynarodowymi konwencjami. Opisałam je dość szczegółowo (włącznie z wyposażeniem baraków, metodami Niemców, brakiem jedzenia, grzebaniem zmarłych i niewystarczającą pomocą miejscowej ludności) dzięki zachowanym wspomnieniom porucznika Catullo Ballacco, któremu udało się przeżyć. Osiedle, na którym mieszkam w znacznej części zbudowano na terenie tego obozu. Do dziś na jednej z ulic przetrwał, użytkowany jako dom mieszkalny, posterunek obozowych wartowników. Zniknęły jedynie obozowe baraki. W latach siedemdziesiątych XX wieku wraz z rozwojem Białej Podlaskiej i koniecznością przeznaczenia nieużytków na nowe dzielnice nastąpiło uporządkowanie tego terenu. Wytyczono obszar cmentarza ze szczątkami około 400 żołnierzy włoskich (w całości przetrwało jedynie osiem mogił, na sześciu z nich widniały jeszcze tabliczki z nazwiskami i stopniem wojskowym), upamiętniono zmarłych z wycieńczenia monumentem rzeźbionym przez Jarosława Olejnickiego z Nałęczowa. Dookoła cmentarza wyrosły blokowiska. Pamiętam, gdy w okresie dnia Wszystkich Świętych każda klasa z mojej szkoły podstawowej i liceum przychodziła z nauczycielami uporządkować to miejsce pamięci i zapalić znicze. Nie przypominam jednak by wspominano nam przy tym o historii tego miejsca. Może byliśmy zbyt mali, może groza i tajemniczość cmentarza paraliżowała nas, może nauczyciele sami niewiele wiedzieli? Po latach ujęła mnie właśnie tajemniczość tego miejsca. Od dziecka byłam na tyle zżyta z tym pomnikiem przeszłości, że mijałam go bez refleksji aż do chwili, gdy w mojej wyobraźni zakiełkował pomysł, by napisać powieść o ludziach i wydarzeniach jakich był świadkiem. W „Leśniczówce” odkrywam jego sekrety.

W pamiętniku Iny są również wzmianki o jeńcach radzieckich…

Tak. Trudno pominąć i ten epizod z historii II wojny światowej. Nim niemiecki okupant utworzył obozy dla jeńców włoskich ich pierwszymi lokatorami często byli właśnie jeńcy radzieccy wzięci do niewoli tuż po ataku III Rzeszy na sojuszniczy Związek Radziecki w 1941 roku. Początkowe sukcesy nazistów i słabość Armii Czerwonej spowodowały, że żołnierzy tego ludowego wojska wziętych do niewoli były tysiące (szacuje się, że w ciągu trwania wojny było to około 6 milionów żołnierzy, z czego tylko połowa przeżyła). Niemieckie plany przewidywały ich wykorzystanie do najcięższych prac fizycznych na rzecz frontu i szybką eksterminację dlatego większość obozów jeńców radzieckich ze względów komunikacyjnych ulokowano na terenie obecnej Białorusi oraz na wschodnich terenach Polski. W Białej Podlaskiej i jej okolicach (wsie: Hola, Kaliłów, Woskrzenice oraz Sielczyk – obecnie w granicach miasta) utworzono kilka takich miejsc. Wspomina je Ina w swoim pamiętniku. Warunki tam panujące nie są wytworami mojej wyobraźni. Jeńcy radzieccy naprawdę wegetowali w trudnych, jesiennych i zimowych podlaskich warunkach na polach otoczonych drutem kolczastym pod gołym niebem, kopiąc ziemianki rękami, bez odpowiedniego wyżywienia. Śmiertelność była ogromna. Zdarzało się, że codziennie wywożono stamtąd po sześć wozów wyładowanych trupami. Dopiero z końcem 1941 roku najsilniejszych jeńców, którzy przetrwali obóz w Sielczyku przeniesiono do zbudowanych i opuszczonych przez Żydów baraków stalagu w bialskim Zofii Lesie, wykorzystanego później jako obóz jeńców włoskich. Czerwonoarmiści przebywali tam do wiosny 1942 roku, byli wykorzystywani do ciężkich prac przy magazynach armii niemieckiej (rozładunki, przeładunki, naprawy, budowa i utrzymanie szlaków komunikacyjnych), a ostateczna ich zagłada dokonała się z końcem tego roku. Pomoc jeńcom radzieckim była karana równie surowo, jak pomoc społeczności żydowskiej. W styczniu 1943 roku za pomoc uciekinierom Niemcy spacyfikowali wieś Kaliłów mordując dwudziestu trzech jej mieszkańców. Mimo to wielu z czerwonoarmistów odważało się na taki krok. Zdarzało się, że dołączali do polskiej partyzantki, ale częściej zakładali swoje własne oddziały, o których wspomniałam w pamiętnikowych rozdziałach „Leśniczówki”.

Pamiętnik Iny kończy się w sierpniu 1945 r. Jak żyło się w Białej Podlaskiej po wojnie?

Biała Podlaska spod okupacji niemieckiej została wyzwolona już 26 lipca 1944 roku, czyli prawie dziesięć miesięcy przed oficjalnym zakończeniem II wojny światowej. Jak w całej Polsce, w moim mieście tuż po wojnie żyło się ciężko. Rabunkowa polityka okupacji niemieckiej i podobny charakter działań sojuszniczej Armii Czerwonej spowodowały biedę, brak podstawowych środków do życia. Do tego dochodzą zniszczenia kluczowej infrastruktury, brak mieszkań, miejsc pracy i możliwości zarobkowania. Odbudowa dopiero miała się rozpocząć. Elektrownia bialska została w 100% zniszczona, podobnie jak największy przemysłowy zakład sprzed wojny, czyli Podlaska Wytwórnia Samolotów. Zniszczenia były tak wielkie, że nie zdecydowano się na odrodzenie branży samolotowej w Białej Podlaskiej. Druga co do wielkości przedwojenna fabryka H.B. Raabego przetrwała tylko dzięki temu, że byli pracownicy zapobiegli zniszczeniom maszyn przez okupanta. Odrodził się handel i drobne rzemiosło oraz szkolnictwo. Już we wrześniu 1944 roku uruchomiono w mieście pięć szkół podstawowych oraz trzy średnie zapewniając dzieciom i młodzieży zdobywanie wiedzy. Niosło to ze sobą nadzieję na lepszą przyszłoś. Radość ze zwycięstwa tłumiła wewnętrzna walka o władzę w wyzwolonym kraju. Mieszkańcy Podlasia nie wiedzieli powszechnie, że jest to walka z góry przegrana, gdyż międzynarodowe konferencje przypieczętowały los naszego kraju. Komuniści stwarzali pozory praworządności, a lojalni wobec rządu na uchodźctwie liczyli na zmianę sytuacji. Niestety kosztowało to życie, zdrowie i kariery wielu osób dziś nazywanych żołnierzami wyklętymi. Wydaje mi się, że strudzeni okupacją ludzie potrzebowali już spokoju, powrotu do normalności jakakolwiek ona była. W Białej Podlaskiej przez wojnę i po wojnie zmieniła się także struktura ludności. Zniknęła zupełnie żydowska część społeczeństwa, osoby deklarujące narodowość ukraińską i białoruską przesiedlono. Ich miejsce zajęli repatrianci ze wschodu czy osoby, które w czasie wojny uciekły ze swojego miejsca zamieszkania i postanowiły pozostać w mieście na stałe. Do chwili powrotu ostatnich zesłanych do ZSRR dworzec kolejowy w Białej Podlaskiej był pierwszym polskim miejscem, na którym się zatrzymywali. Tym sposobem w moim mieście „gościł” Czesław Wydrzycki czyli Czesław Niemen czy generał August Fieldorf „Nil”. Dziś bialski dworzec nosi nazwę „Zesłańców Sybiru”.

Sądzi Pani, że lektura „Leśniczówki” sprawi, że czytelnicy zainteresują się przeżyciami wojennymi dziadków czy może rodziców?

W serii „Sekrety Białej” chciałam przekazać jak nieodległa przeszłość może wpływać na teraźniejszość, na życiowe wybory, decyzje, codzienność bohaterów, po prostu na nas we współczesności. To kim teraz jesteśmy i jak żyjemy nie jest do końca naszą samodzielną decyzją, ale wypadkową, wynikiem decyzji, planów, przeżyć i wyborów naszych przodków. Gdyby mój dziadek Edmund po wojnie nie przyjechał do Białej Podlaskiej być może dzisiaj mieszkałabym w Wieluniu. Gdyby krewni namówili moją prababcię na emigrację do Wielkiej Brytanii być może dzisiaj nie mówiłabym po polsku. Jeżeli dzięki powieściom z serii „Sekrety Białej” sprawiłam, że moi Czytelnicy zainteresowali się historią swojej miejscowości, losami bliskich im osób, zaczęli szukać informacji o wydarzeniach z przeszłości czy po prostu odwiedzili dziadków i poświęcili czas na wysłuchanie ich wspomnień to odniosłam prawdziwy sukces, który przewyższa wszystkie najprzychylniejsze recenzje.

Tom trzeci i czwarty cyklu „Sekrety Białej” zaplanowane są na 2024 r. Może Pani coś zdradzić z ich fabuły?

Tym razem wątki historyczne powieści będą dotyczyły wydarzeń z lat I wojny światowej oraz wojny polsko – bolszewickiej 1920 roku. W trzecim tomie cyklu o podtytule „Chata” Czytelnicy poznają bliżej postać najbardziej energicznej i bezpośredniej ze wszystkich przyjaciółek, czyli Zuzanny. Zrobiła ona szybką karierę w branży architektonicznej i hedonistycznie korzysta z uroków życia starając się zagłuszać podszepty sumienia. Odgrywa rolę silnej i niezależnej kobiety, która za wszelką cenę stara się nie popełnić błędów będących udziałem jej najbliższych. Radzi sobie z tym skrzętnie ukrywając rodzinne tajemnice, ale splot wydarzeń powoduje, że prosi o pomoc przyjaciółki. Prace związane z przymusową relokacją pewnej chaty sprawią, że będzie musiała zatrzymać się i przewartościować swoje życie. To co zawsze uważała za pewnik okaże się zupełnie odmienne. Czy pomoże jej w tym tajemnicza Wikcia i jej doświadczenia związane z I wojną światową i bieżeństwem, czyli przymusową ewakuacją ludności (głownie prawosławnej) do carskiej Rosji okaże się jak zwykle w epilogu. Czwarty tom o podtytule „Dworek”, który dopiero się pisze 😊 (zaczynam 4 rozdział – 20 lipca 2023r.) poświęcony będzie bibliotekarce Ance, najbardziej tajemniczej z przyjaciółek. Jaki sekret skrywa, czy ujrzy on światło dzienne i mimo przeciwności przyniesie jej szczęście tego jeszcze nie wiem, bo bohaterowie lubią kierować moim piórem i zmieniać pierwotne zamierzenia. Wiem jedynie, że los pokieruje bohaterkę do poszukiwań zaginionego dworku zamieszkiwanego niegdyś przez Eleonorę i do przepięknej XIX- wiecznej zaniedbanej mogiły z bialskiej nekropolii. Mam nadzieję, że prace nad tym tomem „Sekretów Białej” będą przebiegały sprawnie i do końca roku uporam się z ostatnią historią czterech przyjaciółek.

Z Agnieszką Panasiuk rozmawiała Magda Kaczyńska

 

Kategorie: Literatura, Wywiady