Złoto. Śladami najbardziej pożądanego przez ludzkość metalu
Przegląd
- Typ: Biznes i ekonomia
- Marka: CeDeWu
Złoto
Matthew Hart
„Żołądek podszedł mi do gardła. Nagła zmiana ciśnienia spowodowała, że niemal ogłuchłem. Słyszałem tylko świst powietrza. Cała konstrukcja zgrzytała i grzechotała, jakby nie chciała już odbywać więcej podróży w dół szybu.… Przemierzyliśmy odległość niemal 5 razy dłuższą niż ta, którą pokonuje się w Burj Khalifa w Dubaju bez żadnego przystanku.
Temperatura we wnętrzu ziemi wzrasta wraz z głębokością zgodnie z tak zwanym gradientem geotermicznym. Wkroczyliśmy do tunelu, w którym temperatura otaczających nas skał wynosiła 60 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza 95%. Pot oblał nas w ciągu sekundy. Woda ściekała po mnie z góry na dół. Po chwili skarpetki były tak mokre, że czułem, jak woda chlupocze mi w butach, a kombinezon przykleił się do rozgrzanej skóry. Byliśmy tak głęboko, jak tylko mogą nas zabrać windy, czyli na głębokości 3,7 km. …”
Książka Matthew Harta, Drogi Czytelniku, to prawdziwe zjawisko na rynku. Nikt dziś nie pisze w taki sposób. Autor z niespotykaną lekkością przedstawia w niej światy odległe w czasie i przestrzeni, zszywając swoją historię jak patchwork z opowieści o imperiach zaginionych w mrokach niepamięci, o współczesnych arenach bezwzględnych rozgrywek politycznych w najpotężniejszych ekonomicznie mocarstwach, o prezydentach zmieniających porządek rzeczy i nędzarzach, którzy za kilka dolarów zjeżdżają w głąb ziemi do pracy w kopalniach. Hart przybliża nam również życiorys pewnego amerykańskiego bogacza – przedsiębiorcy żydowskiego pochodzenia, nie ograniczając się jedynie do epizodu budowania jego fortuny, kreowania marek i spektakularnych bankructw, ale również poświęcając uwagę jego młodości spędzonej w ogarniętej II wojną światową Europie. Czy coś łączy tak oddalone opowieści? Zdecydowanie tak – jest to złoto, szlachetny kruszec, który od wieków rozpala zmysły ludzi.
Wraz z początkiem kryzysu gospodarczego w 2008 roku cena złota osiągnęła astronomiczną wartość z poziomu 800 dolarów za uncję do 1900 dolarów. Ten gigantyczny wzrost spowodował ogólnoświatową i niespotykaną dotąd żąd zę wydobycia nowych złóż oraz posiadania złota, znacznie silniejszą niż pożądanie trawiące ludzkość podczas słynnej XIX-wiecznej „gorączki złota”. Hart rozpoczyna swą porywającą narrację od reportażu z opanowanego przestępczością piekła najgłębszej na świecie kopalni, następnie cofa się w czasie, aby ukazać nam burzliwą przeszłość tego niezwykłego metalu. Snuje dalej swoją opowieść, której początków można upatrywać u zarania najstarszych cywilizacji istniejących tysiące lat przed naszą erą, w czasach, gdy złoto było symbolem uświęconej, królewskiej władzy; następnie poprzez czasy konkwisty, morderstwa oraz międzynarodowy chaos aż do czasów, gdy złoto stało się zabawką spekulantów i powszechnie uznaną ostoją finansowego bezpieczeństwa. Hart opisuje każdą hossę i bessę, która wystąpiła podczas długiej i burzliwej historii złota, kończąc na nagłym i zaskakującym wyłonieniu się nowego wielkiego gracza – Chin.
Wydawca:CeDeWu
ISBN:978-83-7556-684-0
Format: 165×235 | |
Oprawa: Twarda | |
Podtytuł: Śladami najbardziej pożądanego przez ludzkość metalu | |
Rok wydania: 2015 | |
Stron: 230 |
—————————- fragment
Dołączyłem do niewielkiej grupki osób jadącej w dół. Spotkaliśmy się w krytej strzechą recepcji. Na stole smakowicie prezentowało się śniadanie składające się ze słodkiego pieczywa, małych kubeczków jogurtów oraz parującej tacy południowo afrykańskiego specjału, ostrej kiełbasy boerewors, którą mieszkańcy RPA niezwykle wychwalają, choć nie zawsze sami w niej gustują. Grupa krzepkich mężczyzn z zarządu kopalni mruczała coś między sobą, zerkając na nas z zaciekawieniem, jakbyśmy byli grupą chrześcijan, których można rzucić lwom na pożarcie. Po krótkim powitaniu usadzili nas na składanych krzesełkach, aby zapoznać nas z niebezpieczeństwami grożącymi w świecie, którego próg mieliśmy niebawem przekroczyć.
Wydobycie rudy na coraz większej głębokości prowadzi do destabilizacji skał. Powiedziano nam, że Mponeng doświadcza małych trzęsień ziemi około sześciuset razy rocznie. Czasem dochodzi do tąpnięć powodujących gwałtowne zasypywanie wnętrza kopalnianych chodników śmiertelnie ostrymi blokami skalnymi, które często przysypują górników6. Niekiedy drgania powodują osuwanie się ziemi. Niektóre wstrząsy były tak silne, że RPA była podejrzewana o testowanie bomby jądrowej7.
„Niewątpliwie poczujecie lekki wstrząs, gdy znajdziecie się już na dole” – Randel Rademann, dyrektor naczelny kopalni, zadudnił swoim chropowatym, bez wątpienia posiadającym duński akcent, angielskim. Zabrzmiało to bardziej jak „mali wstsiąs”. Był niezwykle wysokim mężczyzną, w gładkiej koszuli, z dłońmi niczym łopaty i brodą wyglądającą jakby mogła zarysować szkło. Gdy Rademann skończył opowiadać nam o zagrożeniach sejsmicznych, przedstawiciel BHP pokazał nam, w jaki sposób powinniśmy używać Dräger Oxyboks, małego urządzenia ratunkowego zapakowanego w kruche i niewielkie pudełko, w które wyposażony jest każdy pracownik kopalni. W razie zagrożenia powinno się otworzyć pudełeczko i nadmuchać worek umieszczony w środku, po czym przymocować go tasiemką do głowy, trochę podobnie jak w masce gazowej. Urządzenie przefiltruje wdychane powietrze w celu pozbycia się toksycznych gazów, utrzymując użytkownika przy życiu około 30 minut.
Przebraliśmy się w białe kombinezony, gumowe buty i zapięliśmy wokół talii ciężkie pasy. Dostaliśmy górnicze kaski i lampy. Przypiąłem do paska ciężką baterię do lampy, nawlokłem na niego Oxyboks i ruszyłem w stronę ogromnej klatki.
Każda klatka, tudzież winda, składała się z trzech pięter i mieściła w sumie 120 osób. Gdy najniższe piętro zostało zajęte przez 40 górników, winda zniżała się o 3 metry i wpuszczała następnych 40 na środkowy pokład. Po czym znów opuszczano ją o kilka stóp i zapełniano najwyższy poziom. Cały ten system mający na celu transport ludzi, a nie kruszców żartobliwie nazywany jest ludzką nawijarką. Czasem jednak zdarza się, że górnicy są nawijani na śmierć8. 11 maja 1995 roku w kopalni złota Vaal Reefs, 145 kilometrów na południe od Mponeng zepsuł się silnik w podziemnej kolejce. Ciągnąc za sobą resztę wagonów, kolejka wraz ze 105 górnikami spadła z wysokości ponad dwóch kilometrów. 1 maja 2008 roku w kopalni South Deep należącej do firmy Gold Fields w windzie przewożącej 9 górników zerwała się lina, powodując jej upadek z wysokości 60 metrów.
Gdy nasza klatka była już pełna, usłyszeliśmy krótki sygnał dźwiękowy – sekwencję elektronicznych dzwonków9. Powoli, wręcz w żółwim tempie kabina zaczęła się obniżać. Jasny tunel zniknął, światło zbladło i pochłonęły nas skały. Prędkość zwiększała się niemal niezauważalnie, aż w końcu operator kontrolujący dźwig, a przebywający w osobnym budynku, zdjął nogę z hamulca i pozwolił nam spadać w przepaść z prędkością 9 metrów na sekundę.
Żołądek podszedł mi do gardła. Nagła zmiana ciśnienia spowodowała, że niemal ogłuchłem. Słyszałem tylko świst powietrza. Cała konstrukcja zgrzytała i grzechotała, jakby nie chciała już odbywać więcej podróży w dół szybu. Woda zbierała się na szkielecie naszej klatki i kapała nam na głowy. Było ciemno jak w grobie. Jedyne światło pochodziło z lampy trzymanej przez któregoś z górników, dzięki czemu mogłem przyjrzeć się kroplom wody spadającym w częstotliwości i zagęszczeniu przypominającym lekką mżawkę. Czasem oślepiało mnie światło mijanych tuneli.
Gdy tak pędziliśmy w dół szybu, nasz ciężar ulegał ciągłemu zwiększeniu. Klatka sama w sobie ważyła ponad 9 ton, a zapełniona dwa razy tyle. Dochodzi do tego jeszcze waga stalowej liny utrzymującej windę. Lina miała grubość 6 cm, a odcinek 30 cm ważył około 5,5 kilograma. Oznacza to, że co każde 300 metrów lina dodawała prawie 6 ton ciężaru, 1 tonę na 3,6 sekundy. Wyobraziłem sobie linę rozpływającą się w ciemności dodającą z każdą sekundą coraz więcej stali do naszej podziemnej i tak niemało ważącej klatki.
Głębokość, jaką mogą osiągnąć poszczególne dźwigi, ograniczona jest oczywiście ich konstrukcją. W najwyższym budynku na świecie, Burj Khalifa w Dubaju, 57 wind przewozi ludzi w dół z wysokości ponad 600 metrów często z przystankami w tzw. podniebnych poczekalniach (sky lobby). My przemierzyliśmy odległość niemal 5 razy dłuższą niż ta, którą pokonuje się w Burj Khalifa bez żadnego przystanku. Przesiedliśmy się do następnej windy, która miała zabrać nas dużo głębiej do poziomów, w których odbywa się wydobycie. W ciągu dwóch minut kolejna mila była już za nami. Temperatura we wnętrzu ziemi wzrasta wraz z głębokością zgodnie z tak zwanym gradientem geotermicznym. Wkroczyliśmy do tunelu, w którym temperatura otaczających nas skał wynosiła 60 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza 95%. Pot oblał nas w ciągu sekundy. Woda ściekała po mnie z góry na dół. Po chwili skarpetki były tak mokre, że czułem, jak woda chlupocze mi w butach, a kombinezon przykleił się do rozgrzanej skóry. Byliśmy tak głęboko, jak tylko mogą nas zabrać windy, czyli na głębokości 3,7 km. Aby dostać się niżej, górnicy jadą odsłoniętymi od góry pojazdami lub, co zdarza się dużo częściej, idą pieszo. Podróż z powierzchni do najgłębszych tuneli zajmuje około godziny, a większość tego czasu przypada na ostatnie 800 metrów. Wdrapałem się na tylne siedzenie pojazdu marki Toyota. Rozpoczął się kolejny, duszny i mroczny etap podróży w dół.
W podziemnym mieście nie widać zbyt wiele. Próbowałem wyglądać w przód, aby zobaczyć, dokąd zmierzamy. Ujrzałem jedynie niekończący się zjazd, kamienne ściany oraz cienkie kable przyczepione do granitu, piętrzące się obok nas i po ich minięciu znikające w gęstej ciemności.
Sufit tunelu zdawał się uginać nad naszymi głowami oświetlany ledwie dostrzegalnym z takiej odległości światłem żarówek. Gdy dotarliśmy do zakrętu, poczułem chwilowy przypływ nadziei, że wreszcie uda mi się uciec z tego dusznego korytarza. Niestety ucieczka nie wchodziła w grę. Z każdym zakrętem byliśmy coraz bliżej centrum podziemnego miasta, coraz głębiej wśród skał i jednocześnie dalej od windy. Minęliśmy przepastną wnękę, w której mężczyźni tłoczyli się wokół jakiegoś pojazdu gąsienicowego. Odprowadzili nas wzrokiem. Kontynuując naszą podróż w dół, skręciliśmy w kolejny gorący i ciemny korytarz z żarówkami dyndającymi z sufitu i kablami przymocowanymi do ściany.
Artykuły powiązane:
O autorze
Skomentuj
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować.