ilustracje: Ewa Gaj
Dziesięcioletnia Marta marzy o normalnym domu. Wprawdzie ma wokół siebie wspaniałych, kochających ludzi, którzy otaczają ją miłością i uwagą, a jednak czuje się bardzo samotna i nikomu niepotrzebna. To dlatego, że jej rodzice żyją w dwóch osobnych światach, zajęci własnymi sprawami. Czy jest jakiś sposób, by się na chwilę zatrzymali i pomimo dzielących ich różnic dostrzegli to,
co naprawdę ważne?
Opowieść pełna mądrych rozmów, zabawnych sytuacji, wzruszających chwil, a przede wszystkim cudownych, ciepłych ludzi, dzięki którym świat wydaje się lepszy.
„Kurczę, że też inni mogą mieć normalne matki, a tylko ja mam zwariowaną dziennikarkę telewizyjną – myśli żalem Marta, drepcąc wąskim chodnikiem. – Kaśka to ma szczęście. Jej mama jest już trochę gruba, zaczyna siwieć, ma zniszczone ręce i ubiera się jak prawdziwa matka – w proste, zwykłe spódnice, szarobure sweterki i buty na płaskim obcasie. A przede wszystkim prawie zawsze jest w domu. A moja? Nie widziałam jej już miesiąc. Przygotowuje jakiś nowy program i nie ma czasu mnie odwiedzić, mimo że z Warszawy do Milanówka jest – jak to babcia mówi – rzut beretem. Dobrze, że chociaż tata przyjeżdża w co drugą niedzielę. Tak rodzice ustalili w czasie rozprawy rozwodowej sześć lat temu i tata jest zawsze, kiedy przypada jego dzień odwiedzin. Można wtedy przejść się po Milanówku, żeby te różne Pauliny zobaczyły, że ma się jakiś rodziców. Tylko co potem?” – zastanawia się Marta.
Tata jest obowiązkowy i poczciwy, ale kompletnie nie wiadomo, co z nim robić i o czym rozmawiać. I te jego prezenty! Książki w stylu „Och, ta matematyka”, za które trzeba grzecznie podziękować i do których nigdy się nie zagląda. Tata jakoś nie może zapamiętać, że matematyka i fizyka są jego pasją, a nie hobby córki. Na szczęście często zabiera Martę do swoich rodziców, którzy mieszkają w Brzózkach, i te wyprawy dziewczynka naprawdę bardzo lubi.
Marta wchodzi nachmurzona do domu. Pod powiekami ma łzy. Najchętniej położyłaby głowę na kolanach babci Marcysi i przykryła szczelnie fartuchem, żeby móc się w spokoju wypłakać. Robiła tak, gdy była mała. Wtedy babcia najpierw powolutku i ostrożnie wypytywała, o co chodzi. Marta czasami odpowiadała, a niekiedy tylko leżała i burczała spod fartucha, że nic i że wszystko dobrze. Wówczas babcia zaczynała bawić się z Martą w grę, zarezerwowaną na takie właśnie okazje. Na przykład chwytała wnuczkę przez materiał za ucho i pytała: „A co to? Może mój maleńki, słodki nosek?” Albo łapała za nos i mówiła: „Czy to może moje ucho?” W końcu Marta zawsze, choćby nie wiadomo, jak wcześniej była strapiona i zła, zaczynała chichotać. Mijał smutek i obsychały łzy.
Beata Wróblewska – ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim; od 16 lat pracuje w Podkowiańskim Liceum Ogólnokształcącym; w 1989 r. wydała książkę poświęconą literackiemu obrazowi Podkowy Leśnej (W salonie i Arkadii); jest autorką felietonów, recenzji i wywiadów, które ukazywały się w „Podkowiańskim Magazynie Kulturalnym”; pisywała felietony dla czasopisma „Dziecko”, a w latach 1997–1998 na zamówienie „Gazety Wyborczej” napisała około sześćdziesięciu bajek dla dzieci; w roku 2004 ukazał się tomik poetycki Zeszyt rodzinny; jej debiut powieściowy Małgosia z Leśnej Podkowy został uhonorowany III nagrodą w konkursie „Popisz się przed dzieckiem” (2004) i wyróżniony Nagrodą Literacką im. Kornela Makuszyńskiego (2006), jej kolejna powieść Jabłko Apolejki (2008) została nagrodzona w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren, zorganizowanym przez Fundacje ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom.
Artykuły powiązane:
Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/wirtua/domains/wirtualnywydawca.pl/public_html/wp-content/themes/waszww-theme/includes/single/post-tags.php on line 4
O autorze
Skomentuj
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować.