Rozmowa z Anną Krzysteczko, autorką książki “Słowiańskie serce”

Przegląd

17 października ukaże się pierwsza obyczajowo-historyczna powieść nowej autorki w zespole Wydawnictwa Szara Godzina Anny Krzysteczko – „Słowiańskie serce ”. Akcja książki rozgrywa się na Żywiecczyźnie w XIII w. Rozmawiamy z autorką z okazji zbliżającej się premiery.

Witamy Panią w Szarej Godzinie. „Słowiańskie serce” to Pani debiut literacki, ale czy pierwsza książka? Może ma Pani tajemną szufladę pełną zapisanych kartek?

Moja tajemna szuflada skrywa jedynie pamiętniki, które prowadzę od piętnastego roku życia, oraz pojedyncze bajki napisane dla synów. „Słowiańskie serce” jest pierwszą powieścią spod mojego pióra, ale po głowie krążą mi już kolejne pomysły, które domagają się uparcie, by je spisać.

„Słowiańskie serce” jest powieścią obyczajowo-historyczną. Gdzie i kiedy się jej akcja toczy?

Akcja „Słowiańskiego serca” toczy się na Żywiecczyźnie końcem trzynastego wieku, to jest w czasach sięgających początków Żywca. Na ziemiach polskich dominuje już wówczas chrześcijaństwo, ale wierzenia w pogańskie bóstwa wciąż jeszcze są żywe.

Punktem wyjścia dla fabuły jest dramatyczne spotkanie głównych bohaterów: Żywki i Sambora. Kim oni są?

Sambor to dwudziestokilkuletni, wszechstronnie wykształcony zakonnik (cysters), którego powołaniem jest niesienie pomocy chorym i ubogim. Żywka jest z kolei młodziutką, butną dziewczyną, która wprowadzi chaos do jego poukładanego życia.

Żywka – zapomniane słowiańskie imię. Bogate w znaczenia…

Żywka to zdrobnienie od imienia Żywia, które może się wywodzić od słów „żywić” lub „żywioł”. Takie właśnie imię nosiła słowiańska bogini życia, sił witalnych, wiosny. Jedna z naszych miejscowych legend głosi, że Żywia była również opiekunką Żywca i to właśnie jej miasto zawdzięcza swoją nazwę.

Żywka i Sambor reprezentują dwa ścierające się wówczas światy – racjonalny, wyrastający z chrześcijaństwa, i magiczny, który ma korzenie w pogańskich wierzeniach?

Tak, Żywka i Sambor należą do dwóch skrajnie różnych światów. On twardo stąpa po ziemi i jest głęboko oddany wierze chrześcijańskiej, a ona, choć ochrzczona, jedną nogą wciąż tkwi w świecie słowiańskich wierzeń, guseł i zabobonów. Sambor z lubością rozprawia się z pogańskimi bóstwami i demonami, zaś Żywka rozpaczliwie próbuje ocalić je przed zapomnieniem.

Wiele z tych dawnych przesądów przetrwało do dziś, są niejako zapisane w naszym DNA. Kiedyś pozwalały zrozumieć rzeczywistość, a dzisiaj?

Myślę, że dzisiaj dla większości osób są to po prostu symboliczne gesty, które, jako część naszego kulturowego dziedzictwa, łączą nas z przeszłością i przypominają o korzeniach. Czasami przesądy pełnią też rolę psychologiczną, na przykład dają poczucie, że mamy jakikolwiek wpływ na swój los. Chcesz się ustrzec przed pechem i złymi siłami? Spluń przez lewe ramię, odpukaj w niemalowane drewno albo załóż czerwoną wstążkę. Przesądy mogą też dodawać odwagi i pewności siebie w trudnych sytuacjach, jak to jest na przykład z kopem na szczęście przed ważnym egzaminem.

Kiedy wieje w górach halny wiatr…

Mówią, że ktoś się wtedy… powiesi. Ten ciepły, porywisty wiatr może wpływać negatywnie na samopoczucie ludzi – często powoduje nerwowość, bezsenność czy bóle głowy, dlatego w ludowych wierzeniach kojarzony był z samobójstwami.

Malowniczo opisała Pani ówczesną rzeczywistość. Sięgała Pani do źródeł historycznych, etnograficznych, map?

Tak, korzystałam z różnorodnych źródeł historycznych i etnograficznych, aby jak najwierniej oddać realia tamtych czasów. Szczególnie cennym źródłem informacji była dla mnie kronika „Chronogafia albo Dziejopis Żywiecki” autorstwa Andrzeja Komonieckiego, żywieckiego wójta żyjącego na przełomie XVII i XVIII wieku. Pomocne okazały się także „Kroniki Żywieckie” ks. Franciszka Augustina oraz prace autorstwa pana Wawrzyńca Ficonia, cięcińskiego społecznika, który z pasją dokumentował dzieje naszego regionu. Korzystałam również z archiwalnych map, aby lepiej zrozumieć topografię terenów, po których poruszali się moi bohaterowie.

Nie możemy zdradzać szczegółów fabuły „Słowiańskie serce”, by nie odbierać przyjemności czytania. A wiele w niej postaci i wydarzeń, są namiętności, zdrady, niebezpieczeństwa. Skąd czerpała Pani inspirację?

Kanwa „Słowiańskiego serca” często przeplata w sobie opowiastki, które podsłyszałam przed laty od starszych pokoleń i z jakichś powodów utkwiły mi w pamięci. Zdarzało mi się także inspirować prawdziwymi wydarzeniami z historii przodków, a od czasu do czasu w powieści pojawiają się również motywy z moich własnych życiowych doświadczeń. Nie brakuje też wątków rolniczych czerpanych z gospodarstwa, na którym dorastałam.

Czy rycerski ród herbu Przedświt istniał naprawdę?

Większość postaci występujących w „Słowiańskim sercu” zostało wymyślonych na potrzeby powieści i tak też było w przypadku rodu herbu Przedświt. W źródłach historycznych nie znalazłam nic na temat Przedświtów, hipotetycznie jednak mogli oni istnieć – w okresie średniowiecza na ziemiach polskich istniało sporo rodów rycerskich, których nazwy nawiązywały do różnych symboli, legend czy wydarzeń. O wielu z nich dziś już się nie pamięta, więc któż wie…

W książce – prócz małych, ludzkich historii – mamy wielką historię, by wspomnieć najazd mongolski…

Tak, trzeci najazd Mongołów na Polskę miał miejsce na przełomie lat 1287 i 1288, a więc w czasach, kiedy żyli moi bohaterowie. Jaki wpływ miał na ich losy, tego zdradzać nie będę.

Cięcina, miejscowość, w której Pani mieszka, ma średniowieczny rodowód. Odziedziczyła Pani pasję historyczną? Jak to zainteresowanie historią i kulturą regionu się narodziło?

Z rodzinnych stron wywiało mnie ponad dekadę temu, ale serce bez przerwy ciągnie w góry, więc jestem w Cięcinie dosyć częstym gościem.
W tym miejscu nadmienię, że Cięcina to jedna z najstarszych wsi na Żywiecczyźnie, a jako oddzielna parafia wzmiankowana jest po raz pierwszy już w roku 1358 w spisie świętopietrza Diecezji Krakowskiej.
Przyznam szczerze, że dopiero pisanie książki otworzyło przede mną nieznane wcześniej bogactwo historii naszego regionu i rozbudziło żywe zainteresowanie tą tematyką. Od dziecka natomiast uwielbiam zwiedzać nadgryzione zębem czasu obiekty – zamki, pałace, ale też domy zwykłych zjadaczy chleba. Próbuję sobie wtedy wyobrażać, jak wyglądały one w latach swojej świetności, kto w nich mieszał, jakie życie wiódł…

Czytałam, że jest Pani miłośniczką rzemiosła ludowego – nie tylko je podziwia, ale w wolnych chwilach sama praktykuje różne techniki rękodzielnicze…

Lubię haft krzyżykowy, bo jest świetnym sposobem na wyciszenie się, a rezultat pracy przypomina, że małymi kroczkami można wiele osiągnąć. Zdarza mi się również pracować na szydełku, ale do tego narzędzia nie pałam akurat szczególnie wielką miłością. Od czasu do czasu idzie u mnie w ruch maszyna do szycia, niekiedy też tworzę biżuterię z kamieni naturalnych, a ostatnio ulepiłam swoje pierwsze doniczki. Muszę przyznać, że praca z gliną bardzo mi się spodobała i już mam w planach kolejne projekty.

Czytając Pani książkę, pomyślałam sobie, że jest ona szansą na pokazanie długiej historii regionu. Wiele osób Żywiec kojarzy jedynie z marką piwa i Męskim Graniem, ewentualnie z panoramą Beskidów i Jeziorem Żywieckim…

A niewiele osób wie na przykład, że w Żywcu bije źródełko słynące z leczniczej mocy, którego rodowód sięga czasów pogańskich. Żywiecczyzna to nie tylko malownicze krajobrazy i znane marki, ale też historia pełna legend, tradycji i kulturowego dziedzictwa. W mojej książce starałam się odkryć te mniej znane aspekty i pokazać, jak fascynujący jest nasz region.

Starego Żywca już nie ma, zniknął wraz kilkoma wioskami pod wodami Jeziora Żywieckiego. Przerwana historia miejsca…

I bardzo smutna historia okolicznej ludności. Budowa zapory w Tresnej wynikała z konieczności ochrony przed powodziami, które regularnie nawiedzały dolinę Soły i powodowały poważne szkody, jednak owo przedsięwzięcie wiązało się z przymusowym przesiedleniem mieszkańców Starego Żywca i kilku sąsiednich wsi. Dla wielu ludzi musiało to być niezwykle bolesne doświadczenie. Oznaczało nie tylko utratę domów rodzinnych, ale też ziemi uprawnej i miejsc pracy związanych z rolnictwem, zaś otrzymane od państwa środki finansowe na „nowy start” nie rekompensowały w pełni poniesionych strat materialnych, nie mówiąc już o tych moralnych.

Pod wodami zniknęła też wieś Zadziele. Tę nazwę znają miłośnicy polskiego designu lat 50. i 60. To tutaj mieściła się Fabryka Mebli Stalowych „Wschód”…

W związku z budową Jeziora Żywieckiego fabrykę przeniesiono do Żywca, gdzie funkcjonuje po dziś dzień, choć z czasem zmieniła nieco profil produkcyjny i nazwę. Zapewne wielu Czytelników kojarzy logo „Famed” na szpitalnych łóżkach czy szafeczkach, gdyż jest to obecnie jeden z wiodących producentów sprzętu medycznego w Polsce.

Jakie miejsca poleciłaby Pani tym, którzy chcieliby odkryć najpiękniejsze miejsca w Żywcu i okolicach?

Zaczynając od Żywca, polecam odwiedzić park, w którym mieści się Zamek Habsburgów (obecnie siedziba Muzeum Miejskiego w Żywcu) oraz zabytkowy Chiński Domek, gdzie można napić się kawy i zjeść pyszne lody. Zachęcam też, aby wybrać się na spacer brzegiem Jeziora Żywieckiego i skosztować wody ze źródełka Świętego Wita. Ponoć ma ono leczniczą moc – tak przynajmniej twierdził król Jan Kazimierz. Godną uwagi atrakcją regionu jest także Żywiecki Park Etnograficzny w Ślemieniu odwzorowujący zabudowę wsi Beskidu Żywieckiego i ukazujący obraz życia dawnych mieszkańców regionu. Jeśli zapuścimy się w stronę Radziechów, warto zrobić postój, aby obejrzeć Golgotę Beskidów, niezwykle ciekawą, choć nieco kontrowersyjną drogę krzyżową wiodącą na wzgórze Matyska (które jest przy okazji doskonałym punktem widokowym). Miłośnikom historii II wojny światowej i militariów proponuję wycieczkę na „Westerplatte Południa” – w okolicy Węgierskiej Górki znajduje się pięć schronów bojowych, a w jednym z nich (Wędrowiec) mieści się izba muzealna. Ciekawostką jest, że na forcie Włóczęga wybudowano dom. Z Węgierskiej Górki mamy już blisko do Cięciny, gdzie można zobaczyć kościół pod wezwaniem Św. Katarzyny, jeden z najstarszych drewnianych kościołów w Polsce. To właśnie ta XVI-wieczna świątynia była świadkiem wszystkich ważniejszych wydarzeń w historii mojej rodziny, dlatego ma dla mnie szczególne, osobiste znaczenie.

Czym jest dla Pani pisanie? Na co dzień zajmuje się Pani rachunkowością?

Na co dzień pracuję w firmie transportowej. Pisanie stanowi dla mnie niejako formę terapii – dzięki niemu mogę choć na chwilę zapomnieć o troskach i problemach dnia codziennego, oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść do świata, w którym wszystko zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Jest to również mój sposób na wyrażanie emocji, refleksji i marzeń, ale także źródło satysfakcji. Zwłaszcza teraz, kiedy debiutuję na łamach Państwa wydawnictwa 🙂

Magda Kaczyńska

Kategorie: Wywiady