1200 GRAMÓW SZCZĘŚCIA – dramatyczna opowieść o miłości matki do przedwcześnie urodzonej córki
Przegląd
- Typ: Wywiady
- Marka: Szara Godzina
Emilka to postać fikcyjna, ale wszystko czego doświadczyła w związku z ciążą jest moją historią. Każda myśl jest prawdziwa, a każde zdanie zostało wypowiedziane w prawdziwym życiu. – mówi Marta Maciejewska, autorka książki „1200 gramów szczęścia”, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina 5 maja 2022 r. I dodaje: Jest wiele książek o wcześniakach. O emocjach rodziców wcześniaków nie znalazłam żadnej. Chciałabym, by ta książka przygotowała je na to, co ich czeka.
„1200 gramów szczęścia” to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami dramatyczna opowieść o miłości matki do przedwcześnie urodzonej córki. To historia lęku, bólu i wychodzenia z traumy, ale także historia bycia szczęśliwą mamą.
Kim jest Emilia, bohaterka Pani książki?
Emilia Nowak to zwyczajna młoda kobieta z marzeniami. Ma cel, do którego z zapałem dąży. I wszystko układa się po jej myśli. Jest bardzo szczęśliwą kobietą: spełnia się zawodowo i znajduje miłość życia. Brakuje jej tylko dziecka. Wraz z partnerem decydują się na dziecko w momencie, kiedy jej kariera rozkwita w najlepsze. Wie, że dotychczasowe życie zmieni się zupełnie, ale nie jest gotowa na wyzwania, które zaplanował dla niej los, na ogromne trudności, które też będą sprawdzianem dla ich związku.
Kiedy dowiaduje się o ciąży, przewartościowuje – razem z ojcem dziecka – ich wspólne życie…
Dokładnie. Ciąża zmienia ich priorytety. Wypełnia pustkę jakiej nigdy nie wypełniłaby praca ani sukces. Poczęte dziecko jest owocem miłości, ale szybko dociera do nich, że nic już nie będzie takie samo, że już zawsze będą odpowiedzialni za małą istotę, którą pokochali całym sercem. Układają więc życie na nowo – z myślą o czekającym ich rodzicielstwie. Sielanka trwa w najlepsze. Jest taki jeden moment w książce, kiedy są naprawdę szczęśliwi, wolni od zmartwień. Myślą o wyprawce dla dziecka, o zmianie organizacji mieszkania tak, by przygotować je dla jeszcze jednego członka rodziny. Przez chwilę ich życie wydaje się proste, a przez to takie piękne.
Emilia jest młoda i zdrowa. Wydaje się więc, że ciąża przebiegnie bez kłopotów. Tymczasem…
Tak. Emilia jest osobą żywiołową i energiczną. Dba o swoje zdrowie nie tylko z racji zawodu modelki, ale dla siebie samej. Przed ciążą dużo ćwiczy i dobrze się odżywia, a gdy rośnie w niej nowe życie tym bardziej robi wszystko co najlepsze dla małej istotki. Lekarz prowadzący ciążę bardzo długo jest zadowolony z wyników badań zarówno mamy, jak i dziecka. Określa je jako książkowe. I nagle, bez ostrzeżenia, wszystko się komplikuje.
To doświadczenie wielu kobiet, również Pani, prawda?
Tak, to co spotyka Emilię Nowak, tak naprawdę spotkało mnie. Nie umiałam poradzić sobie z traumą, której doświadczyłam, dlatego stworzyłam postać Emilki. Łatwiej było mi zrzucić moje cierpienie na kogoś innego, przepracować je, spojrzeć na wszystko z boku i z dystansu. Poza tym zdecydowałam się opowiedzieć historię, by wesprzeć inne matki, które znalazły się w takim samym piekle co ja. Jednak opowiadanie tej historii w pierwszej osobie było dla mnie zbyt trudne. Nie chciałam się też dzielić prywatnym życiem. Emilka to postać fikcyjna, ale wszystko czego doświadczyła w związku z ciążą jest moją historią. Każda myśl jest prawdziwa, a każde zdanie zostało wypowiedziane w prawdziwym życiu.
Fabuła książki jest inspirowana Pani przeżyciami. Kiedy trafiła Pani do szpitala, lekarze walczyli o Pani życie i życie córeczki?
Tak. I do dzisiaj trudno mi pojąć to, co się wydarzyło. Praktycznie do samego końca nie miałam żadnych objawów i sygnałów, że coś się dzieje. Co więcej, gdy trafiłam do szpitala uważałam, że to jest jeden z lepszych dni, czułam się wyśmienicie. A jednak… okazało się, że coś jest nie tak. Po kilku dniach zaczął się horror. Wszystko zmieniało się w zastraszającym tempie, a ja nie byłam gotowa na te zmiany. Dodatkowo wiedziałam, że każdy dzień to walka lekarzy o życie mojej maleńkiej córeczki, kilka dni później mój stan zdrowia tak bardzo się pogorszył, że walka toczyła się także o mnie.
To doświadczenie graniczne. Co pomogło Pani (i książkowej Emilii) przetrwać?
Na początku Emilka (również ja) nie potrafi sobie porazić z tym, co się wokół niej dzieje. Zmiany w jej ciele zachodziły zbyt drastycznie i zbyt szybko. Do tego doszedł strach o dziecko. Emilka, będąc w złym stanie zarówno psychicznym, jak i fizycznym, siedzi sama na szpitalnym łóżku, przez sytuację z Covidem nie ma nikogo bliskiego, kto pomógłby jej przetrwać najtrudniejszy czas w życiu, wpatruje się w jedyne zdjęcie USG,jakie ma i zastanawia się, czy będzie jej dane kiedykolwiek poznać córeczkę. Z pomocą przychodzi psycholog – inaczej Emilka psychicznie mogłaby tego nie przetrwać. Każdego dnia przechodzi przez prawdziwe piekło. Sama nie byłaby w stanie poradzić sobie.
Co jest najważniejsze dla kobiety w takiej sytuacji? Dodajmy – w czasach pandemii, kiedy musi samotnie borykać się z bezsilnością i lękiem o dziecko.
Najważniejsze jest wsparcie bliskich. Chociaż w czasach pandemii jest to bardzo trudne zadanie. Rodzina chce pocieszyć, jak może, ale sama po raz pierwszy znajduje się w takiej sytuacji. Przez cały kilkumiesięczny pobyt w szpitalu Emilka jest sama, nikt nie może jej odwiedzić, a gdy jest bardzo źle -nie ma obok nikogo bliskiego, kto podałby jej szklankę wody czy poprawił poduszkę. Mimo to przez cały czas czuje, że na zewnątrz są osoby, którym bardzo na niej zależy. Takie wsparcie, nawet na odległość, jest bardzo ważne.
Pani córeczka urodziła się przedwcześnie. Co Pani poczuła, widząc tę maleńką istotkę?
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Chciałabym powiedzieć, tak jak inne mamy, że to był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Niestety, dla mnie to był czas bólu i lęku o to, czy wszystko będzie dobrze. Patrzyłam na moją małą córeczkę Julię i cieszyłam się, że żyje, a z drugiej strony bardzo się bałam, czy poradzi sobie. Jako matka wcześniaka stałam pod inkubatorem, nie mogłam dotknąć swojego dziecka. Wpatrywałam się w jego maleńkie ciałko, do którego przyczepiony był sprzęt medyczny, igły, wkłucia. Pękało mi serce. Nic nie mogłam zrobić. Zadawałam sobie wciąż pytanie: „Dlaczego Nam się to przytrafiło? Gdy nie znajdujesz odpowiedzi… zostaje Ci tylko modlitwa. Modlitwa o to, by ta krucha istotka, która stała się całym Twoim światem, poradziła sobie, by dała radę. Bo wiesz, że bez niej Twojego życia już nie ma.
Walka o zdrowie córeczki nie zakończyła się wraz z opuszczeniem szpitala…
Nasza droga była bardzo długa i bardzo trudna. I nie zakończyła się wraz z opuszczeniem szpitala. Wcześniaki to dzieci, które potrzebują na początku bardzo dużo wsparcia. Poza tym ważne jest, by przez cały czas kontrolować stan zdrowia dziecka. Ale, jak jesteś już w końcu z dzieckiem w domu, wszystko wygląda zupełnie inaczej. Tym bardziej kiedy – jak w naszym przypadku – wizyty lekarskie były jedynie profilaktyczne. A mimo to życie z wcześniakiem i życie z dzieckiem donoszonym wygląda zupełnie inaczej. Przez pierwszych kilka miesięcy odwiedzasz niemal każdego lekarza, jaki istnieje: okulista, audiolog, neurologopeda, neonatolog, neurolog… mogę tak jeszcze długo wymieniać. Chodzisz także z dzieckiem na obowiązkowe rehabilitacje, by nadać rozwojowi właściwy kierunek. I kiedy wszystko jest w porządku, po około roku, Twoje życie zaczyna wyglądać zwyczajnie. Kończą się wizyty lekarskie i żyjesz jak inne matki. Ale w pierwszych miesiącach po wyjściu ze szpitala chodzisz od jednej przychodni do drugiej. I w tym czasie uczysz się doceniać zwykłe i proste dni, cieszysz się z małych rzeczy.
Książkowej Emilii doskwiera poczucie braku zrozumienia i samotność. Czuła się Pani podobnie?
Sytuacja była naprawdę skomplikowana. Rodzina chciała pomóc, lecz nie wiedziała jak. Nikt wcześniej z mojego otoczenia nie był w takiej sytuacji. Czasami ludzie tak bardzo nie wiedzą, jak powinni się zachować, że omijają temat. I chociaż wszyscy starali się jak mogli, to ja czułam się bardzo samotnie. Najtrudniejsze były dla mnie słowa i to nie tylko te od rodziny: „To już się wydarzyło, zapomnij i idź na przód”.
A to nie takie proste. Nie można od tak zapomnieć o piekle, które Cię spotkało i przejść nad tym do porządku, z dnia na dzień. Dlatego, kiedy przyszedł do mnie psycholog, otworzyłam się i przepracowałam traumę. Ważne jest, aby obok była osoba, która potrafi realnie pomóc. Właśnie ta terapia pomogła mi stać się spełnioną kobietą i szczęśliwą matką.
Czytałam, że mamy wcześniaków zmagają się często z poczuciem winy, szukają przyczyny w sobie…
Kiedy rodzisz wcześniaka, Twoje dziecko leży w inkubatorze, walczy o życie, a Ty nie możesz nic zrobić, bierzesz całą winę na siebie i przez moment szczerze się nienawidzisz!
Długo więc pracowałam z psychologiem. Wiedziałam, że nie można szukać winy w sobie, tym bardziej że przez cały okres ciąży robiłam wszystko, co najlepsze dla dziecka. To co się wydarzyło, nie było niczyją winą. Po prostu padło na mnie. Jednak czasem analizowałam, co mogłam zrobić inaczej. Z czasem nauczyłam się z tym żyć.
Co Pani najbardziej zapadło w pamięć z tamtego czasu?
Było trudno, ale nawet wtedy starałam się doceniać małe, ale pozytywne rzeczy. Pierwszy dotyk dziecka, pierwszy posiłek córki. Zawsze będę pamiętać szczególnie jeden moment, obraz z porodówki. Kiedy leżałam na sali, a przy mnie siedział narzeczony i razem modliliśmy się, by Julia poradziła sobie i przeżyła. Nigdy jej nie widziałam, nie słyszałam jej płaczu, lecz wiedziałam, że musiała być reanimowana, bo nie oddychała. Wtedy para obok dostała w ramiona swoje zdrowe i terminowo urodzone dziecko. To jest ból nie do opisania. Masz wrażenie, jakby ktoś wyrwał Ci serce. W tym momencie chcesz przestać istnieć, jesteś wściekła na cały świat, że to właśnie Ciebie spotkało i tak bardzo zazdrościsz tej parze obok. Każdy płacz obcego dziecka wbija Ci ostrze prosto w serce. Wiem, że tak się dzieje w szpitalach w całej Polsce, dlatego piszę o tym w książce. Mam nadzieję, że dzięki niej może ta praktyka się zmieni. Nie mam pretensji do szpitala, w którym rodziłam, bo zrobili wszystko, by pomóc mnie i mojej córce. Myślę, że zawiódł system. Może nie było wolnych sal, może to z powodu mojego nieoczekiwanego porodu… nie wiem. Ale wiem, że w Polsce są tysiące matek z takim przeżyciem jak moje. Warto powalczyć o to, by matki z komplikacjami podczas porodu mogły leżeć w innej sali niż szczęśliwe matki.
Czy pisanie książki było dla Pani terapią?
To nie jest tak, że wyszłam ze szpitala, przepracowałam traumę i wróciłam do normalnego życia. Zawładnął mną strach. Wisiałam na łóżeczkiem córki, sprawdzając czy oddycha. Nie chciałam spotykać się z nikim – przez siedem miesięcy nie chciałam nikogo widzieć. Najchętniej tuliłabym córkę, bo wtedy była bezpieczna, bo wiedziałam, że wszystko jest w porządku. Ale nie można tak żyć. Jestem wdzięczna Emilce, że wzięła na siebie mój lęk i strach, że nauczyła mnie radzić sobie z nim. Ta książka pozwoliła mi poukładać wszystkie emocje i przerwać gonitwę myśli. Zdecydowanie była dla mnie najlepszą formą terapii. Dzięki niej jeszcze raz przepracowałam to, co mnie spotkało, pozwoliłam sobie na ból i zaopiekowałam się swoim lękiem.
Dzięki Pani książce rodzice wcześniaków mogą poczuć, że nie są jedyni na świecie, że nie tylko ich to spotkało. To ważne?
Myślę, że to bardzo ważne. Praktycznie żadna matka nie spodziewa się wcześniaka. To spada jak grom z jasnego nieba. Zawsze ma się przeświadczenie, że to co złe nie dotyczy mnie, a jednak… to się może przydarzyć każdej matce. Jak już dopuściłam do siebie myśl, że urodzę wcześniaka, zaczęłam wyszukiwać w internecie historie dzieci, które są wcześniakami, przeżyły i prawidłowo się rozwinęły. Wspomnienia innych rodziców były moją deską ratunkową i dawały nadzieję. Teraz ja chcę dawać tę nadzieję innym matkom.
Emilia miała wielkie wsparcie personelu medycznego. Pani również – w podziękowaniu na okładce Pani książki jest logo Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. Przekazuje też Pani wynagrodzenie na rzecz Oddziału Neonatologicznego.
Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby nie doświadczenie, sprzęt medyczny oraz szybkie działanie lekarzy ta historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Kiedy codziennie widzisz, jak lekarze walczą o Twoje życie i życie Twojego dziecka, a później wychodzisz do domu ze zdrowym dzieckiem, jesteś wdzięczna. Od początku chciałam podziękować lekarzom, ale zastanawiałam się, jak to zrobić. Przynieść czekoladki? Kwiaty? Co byłoby odpowiednie w podziękowaniu za życie? I wtedy zrodził się pomysł, że moje półroczne honorarium ze sprzedaży tej książki w całości przekażę na Oddział Neonatologii w Zielonej Górze na ratowanie wcześniaków.
Jest Pani osobą nastawioną na działanie. Po narodzinach córeczki stała się Pani pełnoetatową mamą. Nie brakuje Pani dawnych aktywności, choćby tańca czy pisania – jest Pani autorką romansów erotycznych?
Nie ukrywam, że po urodzeniu córki moje życie zupełnie się zmieniło. Na chwilę obecną nie tańczę już, mój stan zdrowia długo na to nie pozwalał. Ale nadal piszę, jest to moja odskocznia od życia codziennego. Każdy potrzebuje takiego momentu w ciągu dnia.
Oczywiście, moją karierę pisarską rozpoczęłam od erotyków. Na pewno ukaże się trzecia i ostatnia część o bodyguardzie, bo moje Czytelniczki na to czekają. Jednak nie chcę być zaszufladkowana. Nie chcę być kojarzona tylko z romansami erotycznymi. Chcę być kojarzona jako pisarka, autorka i chcę rozwijać się w tej dziedzinie. Na pewno teraz moja twórczość będzie zupełnie inna, bo aktualnie coś innego gra w mojej duszy. Ale na pewno jeszcze kiedyś wrócę do romantycznych historii.
Jak powinni zachowywać się bliscy rodziców wcześniaka? W jaki sposób wspierać rodzinę?
Powinni dać czas. Nie mam pretensji, że ktoś nie potrafił ze mną rozmawiać o tym, co mnie spotkało, bo nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Bolało mnie jednak to, że otoczenie chciało, bym jak najszybciej wróciła do dawnego życia, bym przestała rozpamiętywać i cieszyła się chwilą. W końcu wszystko dobrze się skończyło. Ale to bardzo trudne, bo w Twojej głowie wciąż czają się demony, strach i lęk. Bliscy nie powinni naciskać.
Denerwowało mnie też, że nie każdy rozumiał, czym jest wiek korygowany. To wiek, kiedy powinno się urodzić Twoje dziecko. Dla przykładu Julia teraz ma 12 miesięcy urodzeniowych, a korygowanych 9 i pół. I rozwój wcześniaka jest oceniany na 9 i pół miesięcy. Lekarze sprawdzają umiejętności dziecka poprzez wiek korygowany, a nie urodzeniowy. A nie zawsze otoczenie to rozumie. Czasem Ci wytykają, że Twoje dziecko jeszcze nie siedzi, a już powinno. Nie wszyscy potrafią zrozumieć, że dziecko ma jeszcze czas. To irytujące.
Pani książka może dać innym rodzicom nadzieję?
Tak, dlatego zdecydowałam się na opublikowanie jej. Osobiście przeszłam z córką przez piekło i gdy wydawało się, że nie ma już nadziei, los się odwrócił. Mimo że miałyśmy trudny start, dziś całą rodziną jesteśmy szczęśliwi.
Chciałabym, by ta książka dała psychiczne wsparcie innym rodzicom. Jest wiele książek o wcześniakach: jak je pielęgnować, jak się nimi zajmować… O emocjach rodziców wcześniaków nie znalazłam żadnej. Chciałabym, by mamy wcześniaków nie bały się prosić o wsparcie psychologa, by w jakiś sposób ta książka przygotowała je na to, co je czeka. Chciałabym, by miały świadomość, że mają prawo do różnych emocji i nie powinny się za nie obwiniać.
Dziękuję za rozmowę
Z Martą Maciejewską rozmawiała Magda Kaczyńska