Wywiad z Weroniką Wierzchowską, autorką “GUWERNANTKI”
Przegląd
- Typ: Wywiady
- Marka: Szara Godzina
4 kwietnia ukaże się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina powieść „Guwernantka” pióra Weroniki Wierzchowskiej, autorki bestsellerowych książek „Służąca”, „Po nowe życie” i „Telefonistka z ulicy Próżnej”. Bohaterką jest młoda kobieta, która stara się tak żyć, by zostało po niej coś więcej niż tylko cienie na fotograficznym papierze, niewyraźny wizerunek, blaknący z czasem.
Na moje bohaterki trafiam, czytając książki historyczne, pamiętniki, gazety. – mówiła Pani w jednym z wywiadów. Czy tak jest z Aldoną Burzyk, bohaterką „Guwernantki”?
Nie, Aldona jest postacią zupełnie fikcyjną. Starałam się jednak, by była postacią typową dla epoki. W tamtych czasach młode kobiety pochodzące z rodzin inteligenckich lub aspirujących do inteligencji mogły samodzielnie zarabiać na życie właściwie w jeden sposób – jako nauczycielki. Zdobycie papierów guwernantki, uprawniających do nauczania było jednak niezwykle trudne, o czym możemy przeczytać na początku powieści, gdy Aldona wspomina swój egzamin kończący szkołę. Dziewcząt takich jak ona było bardzo wiele, jedne trafiały do szkół (pamiętamy przecież Siłaczkę z noweli Żeromskiego), inne pracowały w mieszkaniach prywatnych, Aldona zaś trafia na prowincję, do ziemiańskiego dworku, by uczyć dzieci szlacheckiej rodziny. W identyczny sposób pracowała choćby Maria Skłodowska, zbierając pieniądze na studia. Aldona jest zatem bohaterką nie zupełnie wyssaną z palca, ale sumą składowych wielu guwernantek, które naprawdę żyły.
Bohaterkami Pani książek są kobiety, których nazwisk nie znajdziemy w podręcznikach historycznych, a pamiętników w księgarniach… Daje Pani głos zapomnianym?
Nie tylko. Zdarzyło mi się pisać o wielkich gwiazdach z tamtych czasów, jak choćby o pani Ćwierczakiewiczowej, primabalerinie Helenie Cholewickiej, czy pierwszej polskiej lekarce Annie Dobrskiej, ale owszem, lubię też zwykłe kobiety. Nie wiem, czy daję im głos, ale myślę, że także są ciekawymi postaci do przypomnienia. Czytelniczki chyba łatwiej się utożsamiają i chętniej kibicują zwykłym kobietom.
To kobiety różnych zawodów, z różnych stanów społecznych, ale zawsze wyjątkowe… Interesuje Panią siła i determinacja kobiet?
Myślę, że silne kobiety wcale nie są u nas wyjątkowe. Wydaje mi się, że są bliskie Polkom, losom ich babek, matek i ich samych. Nie ma chyba sensu opowiadać im o delikatnych księżniczkach, które mdleją z byle powodu albo mają globusa, a z opresji musi ratować je waleczny książę na białym koniu. Choć może niektóre panie lubią takie bajki, ale ja ich nie napiszę.
Polki aby przetrwać powstania, wojny, zabory i okupacje, kiedy ginęli ich ukochani, musiały same brać sprawy w swoje ręce. Musiały utrzymać rodziny, nakarmić dzieci i jakoś sobie radzić, mimo kryzysów i nieustannych problemów. Dlatego chyba bardziej utożsamiają się z bohaterkami literackimi, które też próbują radzić sobie w trudnych sytuacjach.
Jestem fanką charakternych babek. Wydaje mi się, że jako postaci literackie są ciekawsze niż uległe i roztrzęsione histeryczki, które nie zrobią kroku bez pozwolenia swego ojca, a potem męża. Na szczęście w każdej epoce żyły silne kobiety. I całe szczęście.
Skąd pomysł na opowieść o dziewczynach, które wyruszyły na podbój polskiego Dzikiego Zachodu w powieści „Po nowe życie”…
Przyszedł do głowy, kiedy zobaczyłam na ratuszu w Lwówku Śląskim ślady po napisie „3 X tak”, czyli pochodzące z referendum ludowego z 1946 roku. Pomyślałam o tym, co się działo wówczas na Ziemiach Odzyskanych i rzecz jasna o dziewczynach z „Rzeczypospolitej Babskiej”, które osiedliły się w tych okolicach w czasach, gdy rządziło tam prawo pięści.
„Służąca” to niezmiennie jedna z najbardziej lubianych powieści z portfolio Szarej Godziny. Co jest tak niezwykłego w Mariannie?
To, że żyła naprawdę, dostała solidnie w kość od losu, a jakoś otrząsnęła się z tragedii i ułożyła sobie życie na nowo. Jej historia budzi emocje, ale i dumę. Że to właśnie nasze dziewczyny potrafią być takie dzielne.
Mariannie przetrwać pozwoliło pragnienie zemsty. Hanka z „Telefonistki z ulicy Próżnej” poszukiwała urozmaicenia…
Myślę, że każdą z nas czasem męczy szarość dnia codziennego, powtarzalność, żmudna praca, jednostajny rytm: dom, praca, dom, praca i tak w kółko, bez końca. Dla młodej dziewczyny to może być szczególnie bolesne i odbierające radość życia. Hanka wpadła właśnie w tę studnię beznadziejności i zdecydowała się zrobić krok, by wybić z tej codziennej spirali.
To postać fikcyjna czy też gdzieś, kiedyś żyła sobie taka Hanka?
Zarówno Hankę, jak i jej przygody wymyśliłam. Tyle, że historia rozgrywa się w prawdziwych miejscach.
„Guwernantka” to kolejna Pani książka, która dzieje się w XIX wieku. Inspirujący okres historyczny?
Oczywiście, poza tym mam go już najbardziej oczytanego, przebadanego i najlepiej się czuję w tamtych czasach. Co ciekawe właściwie równie dobrze mi na początku wieku, w epoce napoleońskiej, jak i pod koniec, w erze wielkiego przemysłu, pary i elektryczności. Po prostu lubię tamte czasy. Inna obyczajowość, kultura, inny świat. Szkoda, że w polskiej pop kulturze tamta epoka niemal nie występuje, głównie dlatego, że kojarzy się z zaborami i powstaniami, tragediami narodowymi. Staram się zatem osadzać w tamtych czasach historie barwne i nieco odbiegające od tragiczno-narodowego schematu.
Jak narodziła się Pani najnowsza powieść, “Guwernantka”?
Chciałam napisać coś w stylu lub choć w klimacie „Służącej”, bo ta moja powieść bardzo się podobała czytelniczkom. Osadziłam więc akcję w tej samej epoce, kontynuując niejako historie kobiet z nizin społecznych, parających się zwykłymi zawodami i żyjących zwykłym życiem, w które wkradają się dramaty i mocne wydarzenia. Sama bohaterka i opowieść jest już oczywiście zupełnie inna, liczę jednak na to, że także spodoba się czytelniczkom.
Aldona Burzyk, młoda dziewczyna, ma jasny plan na życie – wykształcenie i niezależność. Przedstawicielka polskiego feminizmu?
Żyła w czasach, kiedy o feminizmie jeszcze nie było mowy. Pierwsza organizacja emancypacyjna, Entuzjastki, już nie istniała, rozbita przez carat. Kobiety nie mogły studiować, pracowały tylko w wybranych zawodach, najczęściej związanych z opieką nad dziećmi. Zdobywały wykształcenie na tajnym Latającym Uniwersytecie i uciekały z kraju, przynajmniej te ambitne i uzdolnione. Aldona jest jedną z setek jej podobnych, już nie przystaje do dawnej epoki, a nowa jeszcze nie nadeszła. Może i dałoby się ją nazwać prafeministką, ale nie prowadziła otwartej walki z system, z patriarchatem, tylko starała się znaleźć dla siebie miejsce w świecie mężczyzn.
Etapem w drodze do wielkiego świata dla Aldony jest praca guwernantki na mazowieckiej prowincji. Przedstawienie realiów wymagało historycznego researchu?
Zawsze staram się najbardziej pieczołowicie jak to możliwe przestawić realia epoki, w której umieszczam akcję, to samo tyczy się „Guwernantki”. Czytelniczki wybiorą się znów do XIX wieku, do mazowieckiego dworku i wielkiego miasta. Mam nadzieję, że poczują klimat.
Nie wszystko można znaleźć w Wikipedii, zwykle zatem trzeba sięgnąć do książek. Zdarza się, że kupuję co mi potrzebne w antykwariatach, szukam w bibliotekach, ale bywało, że jechałam do czytelni pedagogicznej albo czytelni naukowej i siedziałam cały dzień, grzebiąc w książkach. Mam w portfelu cały plik kart bibliotecznych i czytelnianych, ładną kolekcję.
Zdarza się też, że przeprowadzam wywiad. Kiedy pisałam powieść o nauczycielkach, przepytałam o realia życia znajomą nauczycielkę, kiedy pisałam o primabalerinie wypytałam, ile wlezie baletnicę z Opery Narodowej. Po prostu szuka się potrzebnych informacji tam gdzie się da.
A czy tajemnica związana z powstaniem narodziła się w Pani wyobraźni czy też ma swoje źródło w jakiejś historii?
Wątek sensacyjny w całości wymyśliłam, nic takiego naprawdę się nie wydarzyło. Choć z pewnością mogło, w czasie powstania doszło do wielu niezwykłych wydarzeń, na podstawie których dałoby się nakręcić nie jeden film akcji.
Jeżeli mogę zapytać, nad czym Pani obecnie pracuje?
Nad tym, by zrzucić z dziesięć kilo. Pora znów wskoczyć na rower i trochę pobiegać z psami po łąkach. Kupiłam już nawet nowe błotniki do roweru…
Jaka kobieta będzie bohaterką Pani kolejnej książki?
Mocno zagubiona i naiwna, skrzywdzona, niewinna, krucha i słaba. Ale tylko pozornie. Zmieni się, na tym polegają powieści, bohater pod wpływem wydarzeń musi się zmienić.
Jest Pani z wykształcenia chemiczką. Przez wiele lat pracowała Pani i w korporacji farmaceutycznej, i w firmie kosmetycznej. Pisanie książek było dla Pani odskocznią czy też nową drogą życia?
Skocznią na nową drogę życia.
Pisarstwo to wciąż pasja czy już zawód?
Jedno i drugie. Mam to szczęście, że mogę powiedzieć coś takiego. To ta mityczna praca, która jest jednocześnie pasją, o której pierniczą androny trenerzy rozwoju zawodowego. Każdy grafoman marzy o takiej robocie, mnie aktualnie tak się układa, że mogę się nią zajmować. Choć oczywiście nie wiadomo ile to jeszcze potrwa, bo rynek książkowy jest trudny i ciągle się zmienia, a jeść czasem coś trzeba.
Wierzchowska to Pani prawdziwe nazwisko?
Prawdziwe, tyle, że to nazwisko panieńskie mojej babci. Publikuję zatem pod pseudonimem. Z powodów prywatnych i tyle. Niestety nie kryje się za tym żaden skandal, nie jestem znaną polityczką, dziennikarką, czy tak zwaną osobą publiczną, która musi się ukrywać, bo pisze babskie książki i wszyscy by się z niej śmiali, gdyby się wydało. Po prostu wolę się nie ujawniać.
Pani znajomi i sąsiedzi wiedzą czym się Pani zajmuje?
Tak, wiedzą. Sąsiadki dostają moje książki, czy tego chcą czy nie 😉. Znajomi też wiedzą i chyba im to nie przeszkadza. Niektórzy są nawet na tyle szczodrzy, że kupują moje książki. Mam nadzieję, że nie z litości.
Dobrze Pani chroni swoją prywatność… szukałam Pani zdjęcia w internecie i… nic . Dlaczego?
Publikuję pod pseudonimem. Wiąże się z tym mroczna tajemnica, bibliotekarze-iluminaci, ogromne pieniądze, międzynarodowe organizacje księgarskie, sekty wydawnicze. Pst! Ani słowa więcej. Nie chce Pani tego wiedzieć, dla własnego bezpieczeństwa…
Rozmawiałam Magda Kaczyńska