Recenzja: „Spowiedź klawisza”, Andrzej Dembiński
Recenzja: „Spowiedź klawisza”, Andrzej Dembiński
Książka Andrzeja Dembińskiego pt. „Kariera klawisza”, który spędził za kratkami łódzkiego więzienia ponad dwadzieścia lat i jeszcze mu za to płacili jest szczerym do bólu zapisem jego zawodowej drogi. A jak to wyboista i niebezpieczna droga przekonajcie się Państwo sami sięgając po jego wspomnienia.
Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej autor niniejszych wspomnień jako sprawny na ciele i umyśle młody człowiek stwierdził, iż zaliczył przy okazji swoją osobistą szkołę życia i czas poważnie potraktować swoją przyszłość,tym bardziej, iż miał własną rodzinę w tym dwoje dzieci. Ci co żyli w PRL-u wiedzą, iż praca była, ale dobrze zarabiali górniczy,stoczniowcy, budowlańcy i to nad dużych priorytetowych budowach. W związku z tym Andrzej Dembiński znalazłszy w prasie ogłoszenie o naborze do Służby Więziennej złożył w kadrach podanie o przyjęcie. Po zaliczeniu testów psychologicznych i rozmowy kwalifikacyjnej znalazł się w końcu za bramą więzienną jako „klawisz”. I tu zaczyna się dopiero cała jego opowieść…
Pamiętam jak w 2010 roku pisałem recenzję z książki dr Pawła Moczydłowskiego pt. „Drugie życie więźnia” o jego drodze zawodowej jako pierwszego szefa więziennictwa Rzeczypospolitej,którą je reformował.Ciekaw jestem konfrontacji doświadczeń zawodowych tych dwóch panów. Jeden w randze pułkownika więziennictwa odpowiada za jego zmieniony obraz, drugi jako szeregowy „klawisz” pod koniec służby w randze podoficera testował na własnej „skórze” efekty tych zmian. Że nie wszystkie były trafione przeczytacie o tym Państwo sami.
Faktycznie jest to lektura dla osób odważnych i o mocnych nerwach. Dotyczy to szczególnie rozdziałów w których Dembiński wspomina różne próby samouszkodzeń ciała, okaleczeń, prób samobójczych o których pisze w rozdziale o zgoła niewinnym tytule „Pora nocna” czy gdy porównuje subkultury „Recydywy” i „Małolatów”.
Jest to kawał autentycznego życia, bez koloryzowania opowiedziany bez żadnej fanfaronady czy zawodowego wywyższania się. Autor pisze szczerze o ludziach po obu stronach więziennych drzwi,w tym o kolegach nie szczędząc przy tym przykrych refleksji. Genialne jest wplecenie w tok tych opowieści więziennej grypsery, na końcu książki dostajemy za to dość spory słownik więziennego języka jednej z najbardziej ciekawych lingwistycznie i socjologicznie subkultur jakie wytworzył człowiek zamknięty za murami. Ale jak sami państwo wiecie “wszystko dobre, co się dobrze kończy”. Subkultura jak pisze Dembiński też schodzi na psy czyli „drętwo się buja” zamieniając się w zwykłe „kablowanie”.
Ginie kodeks „grypsujących”. Twardzieli zastępują małolaty „uchole” lub „sypacze”. Do grypsujących mogą dostać się wszyscy za odpowiedni „majdan”. „Frajerzy” dopuszczani są do „szamki”, „noworodki” czyli nowych więźniów chroni „majdan”, a „lewusów” z roku na rok przybywa. Nie łatwe jest życie „recydywy” w tych czasach. Jak nie masz szmalu to prędzej czy później czeka cię „kop”. Tak zresztą jak w życiu.
Tych niespełna dwieście stron zawiera więcej prawdy o nas ludziach niż niejeden traktat filozoficzny. Z jednej strony jesteśmy gotowi do największych draństw, ale także i poświęceń. Potrafimy uratować małego kota, który wszedł na drzewo, a z drugiej podciąć „gałąź” pod najlepszym kolegą, ba choćby bratem. To genetyczne pęknięcie powoduje, iż żyjemy w ciągłym rozdwojeniu i dysonansie – między Dobrem i Złem, z przewagą tego drugiego. Jak pisze Dembiński, „udało mi się „wyprostować” życiowo bardzo niewielu”. Najczęściej z powrotem wracali w więzienne mury, gdyż w tej drodze przestępczej tkwiła ich słabość – brak stabilizacji, bezpieczeństwa, rodzinnej miłości czy uczucia, a z drugiej strony trafiając za kratki mieli szansę na przeżycie.
Zimny wychów, dysfunkcyjne rodziny, patologia, brak programu, który „pilotowałby” takich osobników, od szkoły aż po dorosłe życie. Nie ma i nie będzie, bo co robiłoby państwo, bez tego całego systemu przymusów, opresji wymierzonych w tych niezaradnych życiowo, nie każdy bowiem musi sobie dawać radę.
System który mamy nastawiony jest na naturalną selekcję. Lepsza od niej jest przestępcza droga, recydywa, gdyż wbrew pozorom, ci najsłabsi otrzymują tu od państwa jak pisze autor „Kariery klawisza”, to co powinni byli otrzymać wcześniej od różnych stworzonych do tego instytucji – minimum godnego życia: wikt i opierunek. Czy nie tkwi w tym złośliwy chochlik paradoksu, a może jednak cała zabawa polega na gonieni królika…i zamknięciu go w klatce? Dla jego czy naszego bezpieczeństwa? Odpowiedź pozostawiam Państwu.
Poleca i zaprasza Oficyna Wydawnicza „Impuls“
http://www.impulsoficyna.com.pl/recenzje/-kariera-klawisza,1801.html
Artykuły powiązane:
O autorze
Skomentuj
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować.